-
Niedziela, wczesny wieczór. Wielopokoleniowa rodzina Carranzo zbiera się w salonie. Niosą miski pełne kukurydzy, czipsów, orzeszków i zajmują miejsca w fotelach i na kanapach ustawionych w półokręgu naprzeciw wielkiego telewizora. Podekscytowani czekają, aż skończy się blok reklamowy i rozpocznie kolejny odcinek najnowszego reality show o perypetiach celebrytów. Osoby ekstremalnie publiczne będą śpiewać, tańczyć, gotować i intrygować, kokieteryjnie uchylając przed telewidzami rąbków swojej sztucznej intymności.
Za plecami siedzących w półkolu domowników, przemyka się powoli na wózku inwalidzkim babcia Adelina. Carranzowie udają, że jej nie widzą, zapatrzeni w ekran, chociaż dobrze wiedzą, że kiedy normalni ludzie śledzą zafascynowani poczynania gwiazd, babcia Adelina wykorzysta tę okazję, aby ze szklanką wina i skrętem zamknąć się w łazience i przy muzyce z telefonu obejrzeć zachód słońca.
Taki ekscentryzm szokuje, ale wszyscy są zgodni, że kobiety w jej wieku już się nie zmieni na stare lata i dlatego raz w tygodniu można wybaczyć jej drobne dziwactwa. -
Niewybredne zabawy łysych karków z dżungli.
-
Rodzinny przekaz tradycyjnej wiedzy dawnych przodków. Stary Indianin Mknący Żółw dzieli się ze swoim wnukiem Cynicznym Psem sekretami podstaw obsługi, naprawy i konserwacji zainstalowanej na podwórzu aparatury do destylacji wody ognistej.
Dzięki otrzymanym naukom o arkanach sztuki doglądania maszynerii do produkcji bimbru Cyniczny Pies będzie mógł kultywować lokalne tradycje rzemiosła ludowego i tak jak Mknący Żółw i jego dziadowie oraz dziadowie jego dziadów pędzić sobie naturalny i organiczny domowej roboty alkohol bez akcyzy i sztucznych dodatków.
Tacy skromni indiańscy wytwórcy podtrzymujący starożytne obyczaje są jednak w odwrocie i stopniowo zanikają nie wytrzymując starcia z naporem nowoczesnej młodzieży, która dla własnej wygody woli kupić gotowe piwo w puszkach albo butelkę gorzałki w nocnym. -
Pokryty patyną gruby nudziarz próbuje nakłaniać młodych do lektury grubych nudnych lektur, od lat stoi wytrwale w tym samym miejscu, jak uliczny kaznodzieja egzemplarz Biblii unosi opasły tom ubolewając, że młodzież nie chce oderwać się od swoich komórek, spędza czas w ich wirtualnym świecie i nie czyta długich powieści pozytywistycznych. Reprezentujący współczesną młodzież zblazowany bikiniarz na wagarach podbiega w podskokach, ale ignoruje czytelniczą propozycję nudziarza i pozostaje głuchy na jego dobre rady, siada na ziemi jak dzikus, poza niedbała, włos rozczochrany, wzrok wbity w oślizły ekran złotego Galaxy S9, zgarbione plecy ostentacyjnie okazują pogardę dla pedagogicznego trudu grubasa, nonszalancki młodzieniec brudnym kciukiem przewija feed pełen selfików szczęśliwych ludzi dbających na siłowni o sylwetkę zamiast czytać “Lalkę”, “Chłopów” albo “Nad Niemnem”. Epic fail mosiężnego zgreda.
-
Godzina piąta, minut trzydzieści, kiedy popołudniowo piątkowe słońce złotym blaskiem ulicę zalało, grupa pracowników wyszła z dusznego, szarego biura i niosąc na plecach swój skromny dobytek, wypłatę w kieszeni i wolność rozpierającą ich młode serca pomaszerowała równą czwórką w stronę stacji metra. W rzeźwym powietrzu złotej, meksykańskiej zimy roznosi się gromkie echo ich radosnego śpiewu, odbijając od kostki brukowej i biało tynkowanych ścian domów pobożnych mieszczan wybrzmiewa wesołą i pełną werwy piosenką. Niejednej pannie żal się zrobiło i serce z bólu zadrżało, że zaraz grupa pracowników biurowych odjedzie pociągiem do dzielnicy rozrywkowej, gdzie z minuty na minutę rosnące zastępy wypuszczonych na wolność etatowców zaludniają przybytki gastronomii i rozpusty świętując do upadłego długo wyczekiwany weekend, tańczą, piją, hulają i kopulują w sekshotelach z pokojami wynajmowanymi na godziny, aż do ostatecznego upodlenia lub do momentu, kiedy skończą im się pieniądze.
-
Zakaz plucia i smarkania na odcinku 50 metrów
Ten pozornie zwyczajny znak ustawiony przy bieżni publicznej bulwersuje ugrupowania feministyczne swoją agresywną nadreprezentacją wizerunków białych mężczyzn. Żądając sprawiedliwości krytyka feministyczna domaga się, żeby plującego mężczyznę zrównoważyć smarkającą kobietą, albo na odwrót. Jednak lokalne władze nie uginają się pod ich naciskiem i na znakach zakazu nadal plują i smarkają przed siebie dumni biali mężczyźni, tak jak to robili ich ojcowie i ojcowie ich ojców.
-
Brawo Brawo Santor Irena
Coraz większą liczbę wyznawców znajduje ultrasnobistyczna moda nakazująca chwalić się przed sąsiadami tworzoną przez siebie sztuką. Zaparkowany przed domem najnowszy model drogiego auta, trawnik przystrzyżony równo jak na Wimbledonie z fontanną przy której chłodzi się para rzadkiej rasy psów, przepiękne dzieci w strojach do golfa i tenisa czy inne powierzchowne przejawy dobrobytu należą obecnie do złego tonu. Zamiast tego sąsiedzi wolą epatować własnoręcznie zbudowaną abstrakcyjną instalacją z szynki i stali lub klasyczną rzeźbą w marmurze. Popularne są też kowalstwo artystyczne, pantomima, monodram i atonalne kompozycje na wiolonczelę. Ze sztuk wizualnych fotografia jest nieco passé, z powodu szybkiego upowszechniania się technologii cyfrowych uznawana za nazbyt plebejską formę ekspresji, do łask wraca za to organizowanie przydomowych wernisaży malarstwa, którymi ambitni mieszkańcy próbują wzbudzić podziw przechodniów i zazdrość sąsiadów.
-
Dawno, dawno temu w Ameryce, powiększone wargi dzidzi z kieliszkiem ćwiczącej na jednej z imprez prototyp klasycznego dzióbka zainspirowały lokalnego artystę do sięgnięcia po dłuto i rach ciach po czterech latach żłobienia wystarczyło jeszcze tylko nałożyć kolorowy filterek i słodzias rzeźba była gotowa.
-
... widzisz Angélica, życie na przedmieściach metropolii ma wiele zalet, nie masz korków, nie masz smogu, wszystko jest do załatwienia i kiedy nagle czegoś potrzebujesz, na przykład w sobotę rano trumienkę dla dwulatki, to wsiadasz po śniadaniu na motocykl i za parę kwadransów jesteś w jednym z niezliczonych centrów handlowych oferujących bogatą gamę zniżek i promocji na szeroki asortyment towarów zdolny zadowolić gusta najbardziej wybrednego klienta, spośród których możesz wybrać model dokładnie taki, jaki ci się podoba w twoim ulubionym kolorze i z atrakcyjnymi akcesoriami dodatkowymi gratis i na obiad jesteś z trumienką z powrotem w domu, bez czekania, bez komplikacji, bez ...
-
Transdonald
Rodzinna kłótnia trwała już od tygodnia i nie udawało im się osiągnąć porozumienia. Ona chciała, żeby ozdobny krzak rosnący przed domem koniecznie miał formę jej własnej, doskonałej sylwetki, starannie wypracowanej na siłowni i w gabinetach chirurgów plastycznych. On upierał się, że nic nie będzie tak przykre dla wrednego, sąsiedzkiego oka jak Donald Trump wykonujący dziarskie hajhitla. Zwaśnione strony pogodził dopiero mądry ogrodnik, stary Don Salomón Aguirre, który zauważył, że do każdej ze stron sporu należy równe pół krzaka i najsprawiedliwsze będzie rozwiązanie fifty-fifty.
-
To wpadnijcie na kolację
Czasem jest tak, że przychodzą nagle ludzie i chcą jeść. Najłatwiej jest w takiej sytuacji ugotować kukurydzę, która jest produktem tuczącym tanim i łatwo w Meksyku dostępnym. Warto w tym miejscu przybliżyć czytelnikowi polskiemu przepis na kukurydzę, który nie będzie wymagać od niego specjalnej precyzji ani koordynacji i powinien udać się nawet początkującym kuchmistrzom, można też realizować go w stanie odurzenia substancjami psychoaktywnymi.
Przepis dla grupy osób o nieustalonej liczebności:
Znaleźć średniej wielkości garnek i umyć go gąbką i wodą z płynem (“Salvo” albo “Axion”, ale może być każdy inny). Po umyciu spłukać i nalać do niego świeżej wody z kranu napełniając do mniej więcej połowy objętości. Podpalić gaz pod garnkiem i włożyć uprzednio kupione kukurydze tak, żeby nie wystawały ponad poziom wody, ani tym bardziej poza garnek. Zostawić nad płomieniami przez średniej długości odcinek czasu, na przykład butelkę wina, parę szotów tequili, ewentualnie kilka browarów. Można wtedy zgasić płomienie i poczekać aż wystygnie (w tym czasie otworzyć kolejną butelkę lub, zależnie od upodobań, zgrzewkę), następnie kukurydze wyjąć i podawać na talerzu albo gazecie. -
Dzień Świętego Walentego
W Międzynarodowym Dniu Zakochanych imienia Świętego Walentego Magiczne Drzewo Miłości już od wczesnych godzin porannych pokrywa się gęstniejącą, barwną mozaiką zużytej gumy do żucia. Według pradawnych wierzeń miejscowych kochanków, para która przylepi tutaj przeżuty wspólnie kawałek gumy, może liczyć na dozgonną miłość bez zmian w składzie. Dlatego, jak nakazuje obyczaj, co roku młodzi ludzie z paczkami kolorowych chicles spieszą pod Magiczne Drzewo, aby w ten prosty sposób przypieczętować swoje uczucie i zapewnić sobie szczęście i pomyślność w miłości. Ten piękny i stary obyczaj został wymyślony na poczekaniu i dosłownie przed chwilą, a kto się nabrał, ten trąba. Ale jak głosi stare instagramowe porzekadło, w każdej fotografii istnieje chociaż ziarno prawdy i tak jest też w tym przypadku. Na zdjęciu rzeczywiście jest widoczne drzewo, a do jego kory przylepione są kawałki przeżutej gumy, jednak autorami tej interwencji urozmaicającej przestrzeń miejską nie są działające z pobudek romantycznych pary zakochanych, ale dwóch uczniów pobliskiego gimnazjum, czternastoletni Ramón Q. i Rodrigo V., których połączyło wspólne uczucie wielkiej miłości do muzyki hip-hop, jazdy na deskorolce i drużyny Real Madrid C.F. i którzy wracając po lekcjach praktykują swój codzienny rytuał polegający na przyklejaniu świeżego kawałka gumy do tego samego drzewa, co bardzo ich śmieszy. A was?
-
Głowy wystające w równych rzędach ze ściany
Mieszkańcy dawnegu Meksyku nie znali konia ani koła, nie wymyślili prochu strzelniczego ani nie odkryli Europy. Nie była im też znana fotografia cyfrowa, Facebook czy Nasza Klasa, za to lubili dłubać figury w kamieniu i chętnie uwieczniali się w taki właśnie sposób. Na zdjęciu grupowy kamień jakiegoś starożytnego rocznika garncarskiej czy rolniczej zawodówki, a może grupy kolegów z pracy lub wojska.
-
Praca zbiorowa
Na podstawie obserwacji zachowanych artefaktów można wnioskować, że mieszkańcy dawnego Meksyku poświęcali astronomiczne liczby roboczogodzin na rzeźbienie potworów w kamieniu.
Być może mieli w tym cel, a może widzieli absurd swoich działań, ale wytrwale rzeźbili dalej. -
Uśmiech jest najważniejszy
Bo ze szczerym i szerokim uśmiechem jest do twarzy człowiekowi nawet w szpitalnej piżamie w misie. Oczekiwanie może być na dłuższą metę nużące, ale pamiętaj - życie jest krótkie, a czas płynie szybko i na każdego przyjdzie w końcu jego kolej. Dlatego zamiast marszczyć czoło na personel uśmiechnij się naturalnie, a poczekalnia przed salą zabiegową od razu stanie się piękniejszym i bardziej pastelowym miejscem.
-
Żarcik
Z gazowni!
-
Piknik na skraju trotuaru.
-
Punkt masarski
Punkt masażu przechodniów. Masaż jest dobrowolny i odpłatny. Zmęczony przechodzień może sobie zażyczyć żeby przed dalszym marszem wymasować mu dowolną część ciała. Ponieważ ludzie koślawo wędrują w złych butach, krzywo śpią targani koszmarami, a resztę czasu spędzają zgarbieni lub dziwnie skręceni przed ekranami, uliczni masażyści mają na ogół pełne ręce roboty.
-
Nowoczesny mężczyzna wypoczywa w parku miejskim
Zawinięty w sarape ułożył się wygodnie na zeszłorocznych liściach, a głowę zamiast sombrerem nakrył czarnym workiem na śmieci.