-
Zaginiony fotel Ludwik, który uciekł z domu, został szczęśliwie odnaleziony. Ktoś zauważył go, jak wyraźnie zagubiony stoi na skrzyżowaniu ulic i nie wie co ze sobą zrobić. Na widok właścicieli Ludwik ucieszył się i nie stawiał oporu przy wsadzaniu do furgonetki, która odwiozła go do kliniki odwykowej.
-
Pomimo tego, że został kupiony w dobrym sklepie u autoryzowanego dostawcy, fioletowy parasol od samego początku sprawiał mnóstwo problemów. Za każdym razem, kiedy jego właściciel Don Hiram Jiménez zabierał go do miasta, musiał gęsto się tłumaczyć i przepraszać przechodniów, których bez żadnego powodu parasol atakował, kłuł, szarpał i obrzucał stekami wulgarnych wyzwisk. Zdesperowany Don Hiram nie widział innego wyjścia niż zamknąć, całkiem sprawny poza tym, parasol na kawałku nieużytku na tyłach zabudowań gospodarczych. Skazany na banicję oraz pozbawiony towarzystwa agresywny przedmiot przez większość czasu tkwił bez ruchu na kupie gruzu pośród innych śmieci i złożony wyglądał na zrezygnowanego oraz pogodzonego z losem. Ale kiedy przechodził tamtędy jakiś zamyślony człowiek, wtedy parasol z głośnym i przepełnionym wściekłością sykiem rozwierał się i doskakiwał do siatki usiłując dziabnąć przechodnia choć jednym ze swoich kolców.
-
Po przebudzeniu Piotruś czuje, że znowu musiał przesadzić. Nie wie gdzie jest, ani jak tam trafił. W uszach mu dzwoni, wstrętnym językiem smakuje suchego kapcia i powoli dociera do niego, że była zabawa huczna, ale już się skończyła, jest ranek dnia następnego i wszyscy poszli do domów, zostały po nich tylko gryzący zapach dymu oraz porozrzucane na stołach, podłogach i parapetach plastikowe kubki z resztkami nabojów.
-
Relikt operacji SFINKST
Mało kto dzisiaj pamięta o jednej z najbardziej strzeżonych tajemnic KGB, operacji SFINKST. Jej plany zakładały, że w przypadku niekorzystnego przebiegu trzeciej wojny światowej, mózgi najważniejszych dowódców państw Układu Warszawskiego miały być po zanurzeniu w kapsułach z płynem fizjologicznym instalowane w specjalnych kioskach odpornych na bombardowanie i promieniowanie, skąd dzięki zasilaniu przez własny reaktor mogły jeszcze przez pół roku po zniszczeniu Moskwy kierować z ukrycia ruchami wojsk i organizować partyzantkę na ziemiach podbitych przez NATO. Po upadku ZSRR i obcięciu funduszy operację zawieszono, kioski zostały porzucone, zdewastowane, rozkradzione i sprzedane na złom, a kilka egzemplarzy trafiło do krajów rozwijających się, gdzie służyły najczęściej jako uliczne punkty handlu detalicznego. W ten sposób, jeden z nielicznych ocalałych reliktów tej tajnej operacji z czasów zimnej wojny, opancerzony kiosk dowodzenia strategicznego "Generał Jaruzelski" znalazł się w meksykańskiej stolicy, gdzie ustawiony na tyłach jednego ze skwerów wykorzystywany był w epoce przedinternetowej jako punkt kolportażu literatury i płyt z filmami dla dorosłych, a jego perwersyjni klienci nawet nie podejrzewali, że w skrytce, w której sprzedawca chowa najbardziej wyuzdane materiały miał się gnieździć umysł złego pana, który odebrał dzieciom Teleranek.
-
Koniec żuki
Stara, wierna żuka meksykańskiej policji, kiedyś smukła, dziarska, sprężysta i dumna niestrudzenie ścigała nocami przestępców po wąskich ulicach Atizapán, teraz zbyt wolna i ociężała gnije w zapomnieniu na flaczejących oponach porzucona na jednym z parkingów czeka, aż tłusty biurokrata przybije stempel pod zleceniem zezłomowania.
-
Piąta rano, seria gongów z iphone'a ogłasza pobudkę. Israel Capdevila, młody i wrażliwy człowiek, niepijący weganin podrywa się z lnianej maty. Po serii ćwiczeń gimnastyczno-oddechowych kieruje pod prysznic swoje nagie ciało w dziewięćdziesięciu procentach zamalowane tatuażem, przyozdobione niecałym kilogramem wpiercingowanego metalu, okrywane przez niemal metrowe dready i gęstą, ciężką, starannie wypielęgnowaną brodę. Przed wyjściem Israel Capdevila namacza jeszcze sprowadzony z dalekiej Polski pełen cudownych właściwości organiczny pęczak na kolację i dosiada swojego koła. Jest to koło z pedałami, którym dojeżdża wszędzie i przy każdej pogodzie i które z fanatycznym przekonaniem uważa za jedyny, prawdziwie ekologiczny środek transportu miejskiego. Na rogu o mało nie zostaje potrącony przez rozpędzonego, rozpieszczonego frajera w gajerze na elektrycznej hulajnodze. Zamiast bluzgów posyła mu jednak dobre wibracje, mimo że podczas wykonywania akrobatycznego manewru uniku prawie spada jego babcia, którą ma przy okazji podrzucić do przychodni. Przychodnia jest najbliżej i babcia będzie zsiadała pierwsza, dlatego jedzie na samej górze, na plecach żony Israela, którą w drugiej kolejności odstawia do pracy w ekożłobku, następnie zawozi dzieci do zielonego przedszkola i stamtąd pedałuje dalej sam. Kiedy dociera do swojego studia dziwnych modyfikacji, wszystkie miejsca przed budynkiem są już zajęte, ale on się tym nie przejmuje, tylko kreatywnie parkuje swój pojazd wieszając go na słupie. Obserwuje przy tym jak jeden po drugim odjeżdżają z kwitkiem kierowcy, dla których zabrakło miejsca. Doznaje wtedy tego wstydliwie przyjemnego ukłucia satysfakcji odczuwanej zawsze, kiedy natura okazuje moc i ludzie nie dbający o los planety dostają od Matki Ziemi za swoje. Jednak szybko koryguje tę postawę rzeczową argumentacją, że to jest ich wybór i jeśli ktoś sam chce komplikować sobie życie, to ma do tego święte prawo. Israel Capdevila upewnia się, że kłódka dobrze trzyma i idzie do pracy rozmyślając o tym jakby to fajnie było nosić taką samą kłódkę w nosie, może w mosznie albo mieć ją zapiętą w pięcie.
-
Luźny stolec.
-
Tubalny śmieć.