-
Witam Was Ziemianie.
-
Tym razem się udało dzięki czujności señory Josefiny z drugiego piętra, która zaobserwowała w kuchni podejrzane zjawisko zachodzące w ciemnym i wilgotnym kącie za lodówką. Wezwane przez zaniepokojoną rencistkę służby podeszły do tematu z całą powagą i sprawnie zażegnały niebezpieczeństwo. Po przybyciu na miejsce eksperci wykryli formujące się pole antygrawitacyjne, wzięli je na łopatę, przerzucili do kubła i wynieśli na zalaną słońcem ulicę. Pole było jeszcze małe i dość słabe, dlatego do jego neutralizacji wystarczyło wiadro wody z mydłem, alkoholem oraz roztworem askorbinianu sodu. Ale jak wyjaśnił dowódca ekspedycji dziękując señorze Josefinie za bystre oko i dzielną postawę, gdyby pozwolić tej rzadkiej anomalii fizycznej rozwijać się dalej, mogłoby dojść do katastrofy na skalę całej galaktyki.
-
Ogniomistrz niedzielny
Całymi latami sąsiedzi głośno wyrażali swoje negatywne podejście, ale on po prostu ignorował ich zatwardziałe krytykanctwo, brak wiary, nieustanne krakanie i marudzenie. Dzień po dniu wytrwale spawał dalej, aż wreszcie dopiął swojego celu. W przypadku inwazji obcych, jako jedyny będzie mógł się pochwalić stojącym w ogródku domowej roboty taktycznym działem do niszczenia celów orbitalnych.
-
Zagłada gwiazdozbioru Colotlixayoc
Przebrany za ubogą i niepozorną kobietę w sile wieku długo kluczy ulicami podmiejskich dzielnic w Tláhuac, aż wreszcie pewny, że nikt go nie śledzi wchodzi do wyglądającej na wystarczająco podupadłą internetowej kafejki, siadając w ciemnym rogu po uruchomieniu z fabrycznie nowego pendrive’a trybu porno przenośnego Firefoxa i po skonfigurowaniu palcami w rękawiczkach z naparstkami fałszywych linii papilarnych serwera proxy, łączy się z siecią Tor, naciska kombinację klawisza funkcyjnego F6, wchodzi na Anonymizera i wprowadza z klawiatury łańcuch znaków: www.gazeta.pl. Dla zmylenia ewentualnych obserwatorów chwilę przegląda wiadomości z ekstraklasy, a następnie dwa razy, bardzo uważnie, zapoznaje się z treścią felietonu z rozważaniami Steca o lidze belgijskiej będącym wielowymiarowym kryptogramem z zakodowanymi namiarami na kilka zbuntowanych gwiazd, które po skalibrowaniu dział i oddaniu salwy zakończą, najpóźniej przedwczoraj, swoje istnienie.
-
Inwazja
Leticia obudziła się koło czwartej nad ranem i nie mogła znowu zasnąć, wiła się na łóżku jak robak, aż w końcu stwierdziła, że jest jej duszno i wstała otworzyć okno. Zaobserwowała wtedy gigantyczną ciemną postać przypominającą sylwetką drzewo, którego jednak wczoraj tam nie było i które okazało się być olbrzymim kapłanem w szatach szarpanych przez wiatr. Kapłan przemawiał do otaczających go istot trzymających skierowane pionowo do góry słupy złotego światła i intonujących powolną pieśń w starożytnym języku. Wysoko ponad tą dziwną kongregacją wirował bezgłośnie cylindryczny kształt jakiegoś niezidentyfikowanego obiektu.
Leticia popatrzyła przez chwilę na to zjawisko i pomimo panującej w jej pokoju duchoty zdecydowała jednak spać przy zamkniętym oknie.
- Kto wie, czy się człowiek jeszcze nie zarazi jakimś świństwem, albo go nie wezmą i nie sklonują czy coś - powiedziała do siebie, wypiła pół szklanki wody, wróciła do przegrzanej pościeli i dodała - a bo to wiadomo, co to tacy wymyślą, jeszcze mi to wlezie przez otwarte okno i albo co ukradnie, albo nawet i porwać człowieka mogą, lepiej nie ryzykować ...