Żonglerka w sraczkowatym berecie
Kiedy młoda żonglerka w sraczkowatym berecie słyszy za plecami dwie głuche eksplozje, krzyki przerażonych ludzi, a po chwili syrenę pędzącej z daleka karetki, nie musi nawet przerywać występu i odwracać głowy, żeby wiedzieć, że po drugiej stronie skrzyżowania biegają dwie ludzkie pochodnie. Odbicie dramatycznej sytuacji w szybie wystawowej salonu meblowego tylko potwierdza jej przypuszczenia. Miotające się w płomieniach sylwetki są sygnałem, że wszystko przebiegło zgodnie z oczekiwaniami i można zakładać, że nikt nie będzie dochodził przyczyn tego zajścia, które najpewniej zostanie uznane za nieszczęśliwy wypadek.
Wypadek ten planowała od dnia, w którym odkryła, że jej narzeczony ma romans z ciemnoskórą i cycatą małolatą łykającą ogień po drugiej stronie skrzyżowania. Diego, swoją wielką miłość, poznała kilka miesięcy temu na ulicy. Połączył ich podobny temperament oraz pasja do kuglarstwa. Odkryli nowy, nieznany wcześniej wymiar szczęścia, kiedy spróbowali żonglerki dwuosobowej i od tego momentu występowali zawsze już tylko razem. Razem opracowali też kilka nowatorskich numerów i poświęcili długie godziny na ich żmudne ćwiczenie, co zostało wynagrodzone przychylnymi reakcjami ze strony publiczności. Zaczęli nawet planować wspólną przyszłość, nie tylko jako artystyczne duo, ale też jako para w życiu osobistym. Wszystko skończyło się z dnia na dzień, kiedy żonglerka zebrała niezbite dowody na podwójne życie swojego narzeczonego i oskarżyła go o niewierność. Po burzliwej kłótni Diego wyrzucił jak najdalej swoje kolorowe piłeczki, pogniótł obręcze, połamał maczugi i wykrzyczał, że w takim razie nigdy już nie będzie żonglował. Zostawił ją samą na skrzyżowaniu i odszedł na jego drugą stronę, aby w parze z małolatą łykać ogień. Po tym gwałtownym rozstaniu żonglerka cierpiała na depresję oraz musiała wrócić do samotnych występów, które nie były tak widowiskowe jak popisy w wykonaniu pary i przynosiły o połowę mniejszy dochód. Winą za koniec sielanki obarczała wyłącznie tę ohydną małą, czarną i śmierdzącą benzyną wiedźmę w dreadach. Połykaczka ognia nie tylko odebrała jej narzeczonego, z którym łączyło ją tak wiele, ale jeszcze ośmieliła się nosić taki sam jak ona sraczkowaty beret. Za to musiała ponieść karę, a kara musiała być niezwykle surowa i bardzo bolesna.
Kiedy dzisiaj rano odbicie w szybie wystawowej salonu meblowego pokazało, że Diego i jego połykaczka zostawili w krzakach swoje plastikowe butelki i jak to mieli w zwyczaju, poszli zapalić skręta schowani za filarem wiaduktu, żonglerka podmieniła im butelki na takie, których zawartość spreparowała sama poprzedniego wieczoru. Opary nowego składu wdychanej mieszanki były kilkanaście razy bardziej łatwopalne i wybuchowe niż te stosowane przez połykaczy na co dzień, chociaż w ostatniej chwili żonglerka zlitowała się i do butelki Diego nalała roztwór nieco słabszy i mniej zabójczy.
Teraz, już po swojej stronie skrzyżowania, zadowolona z pomyślnie zrealizowanej pierwszej części planu uśmiecha się do swoich romantycznych marzeń na temat przyszłości. W nich, podłączona do respiratora cycata połykaczka ostatecznie umiera po długich i nieludzkich męczarniach, a Diego, mimo tego, że ma poparzoną większość powierzchni ciała oraz zwęglony przełyk zostaje jednak w ostatniej chwili uratowany. W wyniku wypadku traci wzrok, mowę i obie dłonie, a cała jego pozbawiona uszu i włosów głowa jest spalona na jednolity czarny skwarek, jednak żonglerce w sraczkowatym berecie w ogóle to nie przeszkadza. Jest nawet z tego powodu szczęśliwa, bo jej pobożne życzenia przeistaczają się płynnie w błogą świadomość, że teraz jej ukochany będzie już na zawsze tylko jej.