Znak

Znak

Minęła trzecia nad ranem, dwóch sprzedawców z nocnej zmiany rozmawia podczas przerwy na jedzenie. Mówi przede wszystkim Stary, który lekko znudzonym tonem otrzaskanego fachowca wtajemnicza Nowego w sekrety funkcjonowania sklepu nocnego na rogu. Objaśnia mu obowiązujące procedury, wyszczególnia niepisane zasady, hojnie udziela porad czerpanych z bogatego doświadczenia zawodowego.

- Ty, Stary - pyta Nowy, kiedy zapada chwila milczenia, a jego rozmówca żuje przyniesioną z domu bułkę - a powiesz mi, po co ta budowla?

I ruchem głowy wskazuje na tajemniczą konstrukcję z puszek piwa ustawioną przy wejściu do sklepu. Stary patrzy z zadumą na geometryczny wzór z kolorowego aluminium zajmujący sporą część podłogi i dyskretnie połyskujący w jarzeniowym świetle. Wzdycha ciężko i wyznaje:

- To jest święta figura o silnym działaniu ochronnym, której znaczenie mógłbym ci przybliżyć, chociaż pewnie uznałbyś te wyjaśnienia za zabobony - i po namyśle dodaje z wyczuwalną nutą pobłażania w głosie - Młody jeszcze jesteś i mało wiesz o świecie, a to, co wiesz, mało ma wspólnego z prawdą. Ale cóż, ta naiwność nie powinna przecież dziwić, bo nie zna życia, kto nie pracował na nocną zmianę w sklepie na rogu...

- No ale co? - dopytuje się Nowy ignorując wymądrzanie się Starego, który liczy sobie tylko dwa lata więcej niż on - to niby ma być jakieś fengszui albo inne czarymary?

- Widzisz, Nowy, nie rozumiesz, a się nabijasz - wzdycha Stary - i jak miałbym wobec takiej postawy wytłumaczyć ci, czym jest starożytna magia świętych symboli, którą od tysiącleci uprawiali nasi przodkowie i które ustawione w odpowiednim miejscu w odpowiedni sposób chronią nas przed szkodliwymi działaniami mrocznych sił?

- Coś jak antywirus? - Nowy jest sceptykiem i choć z zasady nie dowierza wszystkiemu, to jednak dziwna instalacja ustawiona na podłodze sklepu i wymijające wyjaśnienia Starego rozbudziły jego ciekawość.

- Ech, Nowy, Nowy - wzdycha Stary - coś tam niby rozumiesz, ale tak naprawdę to gówno wiesz, a są rzeczy na Ziemi i w niebie, które nawet się nie śniły takim jak ty filozofom. A niech tam, opowiem ci historię z mojej młodości i może rzuci ona nieco bladego światła na tę niezrozumiałą dla oczu profana konstrukcję z puszek napoju bogów.

Stary wyciera twarz papierową chusteczką, chowa resztki śniadaniokolacji do termoizolacyjnego nesesera i chrząknięciem nakazującym skupienie uwagi rozpoczyna swoją opowieść:

- To były trudne czasy, kiedy zacząłem pierwszą w życiu pracę, a trzeba ci wiedzieć, że byłem wtedy nieopierzonym szczylem bez doświadczenia. Dopiero co stuknęła mi osiemnastka i od razu trafiłem na nocną zmianę do sklepu na rogu. Moim jedynym towarzyszem na posterunku był niejaki Czacha, zgorzkniały weteran, który pracował tutaj od lat i któremu sprawiało przyjemność dręczenie mnie opowiadaniem różnych niesamowitych historii jakie dzieją się nocami w sklepie na rogu. Pomimo dość niewygodnego towarzystwa Czachy, w sklepie nocnym czułem się bardzo samotnie i nie ma co ukrywać, że cholernie się bałem. Przyznam ci się, Nowy, że za każdym razem, kiedy wychodziłem wieczorem z domu do pracy, zastanawiałem się, czy do niego jeszcze wrócę. Postanowiłem wtedy wziąć sobie do serca rady mojego dziadka Huitzilopochtli. Był on wielkim szamanem z żyjącego w paleolitycznie surowych warunkach na dalekiej Północy plemienia Tecateków, u których spędzałem jako dzieciak letnie wakacje. Tam, w samym sercu odludnej pustyni, pod błękitnym niebem na którym krążyły stada sępów i pośród kaktusów między którymi szurały chmary grzechotników, dziadek Huitzilopochtli wtajemniczał mnie w arkana starożytnej, indiańskiej sztuki tworzenia magicznych znaków. Kilka lat później, według jego wskazówek, które doskonale przyswoiłem sobie jako młody dzieciak, wzniosłem w sklepie nocnym na rogu totem o cudownych właściwościach potężnego talizmanu. Skonstruowany z dostępnych pod ręką materiałów był to święty symbol podobny do tego, który widzisz obecnie przy wejściu, choć znacznie mniejszy. Po rytualnym poświęceniu łaskawemu bóstwu, jego zadaniem było odstraszać siły nieczyste, neutralizować uroki, chronić przez zarazą i przynosić powodzenie w grach losowych. Mój totem wykonany z puszek przecieru pomidorowego i kartonów soku był co prawda mały, ale działał idealnie i dawał radę trzymać na dystans czyhające niebezpieczeństwa. Złe duchy, wampiry i wilkołaki omijały nasz sklep z daleka i mogliśmy z Czachą w spokoju wykonywać nasze obowiązki sprzedawców nocnej zmiany. Niczym nie zakłócona sielanka trwała kilka tygodni, aż do pewnej zimowej nocy, kiedy magiczna moc talizmanu okazała się niewystarczająca, aby zapobiec najściu ze strony wyjątkowo groźnego i diabelsko brutalnego przeciwnika. Kwadrans po północy do sklepu wtargnęła kipiąca złą energią grupa prymitywnych wyrostków. Był ich chyba z tuzin, mieli miejscami zarośnięte, a miejscami wygolone głowy, ich skórę pokrywał gęsty tatuaż pełen zawijasów, a ubrani byli wszyscy w takie same niebieskie koszulki z herbem jednego z miejscowych klubów pierwszoligowych. Kiedy po północy zjawili się w sklepie nocnym, od razu wiedzieliśmy, że będą stwarzać problemy i nasze obawy szybko się potwierdziły. Pijani, a może i naćpani młodzi ludzie zachowywali się w sposób skandaliczny. Coś im nie pasowało, ale trudno było zrozumieć co, byli pobudzeni i agresywni, awanturowali się, szarpali, szabrowali, pluli na podłogę, jeden zapalił papierosa. Kiedy ich mętny wzrok padł na mój totem ochronny, zabrali się za rozbijanie go kopniakami kopyt w obuwiu sportowym...

Tu Stary robi przerwę, aby pociągnąć z litrowej, plastikowej butelki kilka solidnych łyków pepsi-coli, po czym snuje dalej swoją opowieść:

- Schowaliśmy się za ladą, ale chuligani skończyli dewastować mój talizman i ze złymi zamiarami zmierzali w naszym kierunku. Obaj z Czachą byliśmy pewni, że jest już po nas i żegnaliśmy się z życiem oraz ze sobą nawzajem. Wtedy, w wysoko zawieszonym lustrze do obserwacji klientów zobaczyłem jak zza regału z czipsami bezszelestnie wyłania się ciemna sylwetka potężnego mężczyzny. Był to atletycznej budowy istny olbrzym, schludnie odziany w czarny uniform z przedstawiającym wilka złotym logiem prywatnej firmy ochroniarskiej, a na głowie miał lekko przekrzywiony czarny beret, spod którego spływały długie, białe włosy. Uwagę zwracała jego nieludzko blada skóra oraz charakterystyczne, kocie oczy, którymi bacznie obserwował osaczających nas napastników. Kiedy banda wściekłych łobuzów już miała wziąć nas na kopy, dzielny wojownik podskoczył pod sufit i rzucił się opadając na nich z niespotykaną wręcz dzikością. Barbarzyńcy nie mieli żadnych szans, tajemniczy nieznajomy dał rozpuszczonej młodzieży bardzo surową lekcję nowoczesnego street-fightingu w ograniczonej przestrzeni. Po odebranej nauczce zapłakani niedoszli sprawcy wybiegli lub wyczołgali się sromotnie ze sklepu nocnego, aby nigdy więcej już do niego nie powrócić. Kiedy ucichły ostatnie odgłosy bitewnego zgiełku i wychyliliśmy się z Czachą zza lady, aby podziękować naszemu wybawcy, na sali sklepowej nie było żywej duszy. Jedynie porozrzucane po podłodze puszki przecieru świadczyły, że wydarzenia ostatnich minut nie były moją i Czachy zbiorową halucynacją.

Stary milknie i patrzy przez sklepową szybę w ciemną noc, a jego chmurna twarz sprawia wrażenie, jakby po raz kolejny uczestniczył w mrożących krew w żyłach zajściach owej pamiętnej, zimowej nocy. Nowy nie wytrzymuje napięcia i pyta zdradzającym zainteresowanie, chrapliwym głosem:

- No i jak to się skończyło?

- Tak jak to usłyszałeś - odpowiada mu Stary - ten białowłosy wojownik niewątpliwie nas uratował, a poźniej zniknął bez śladu. Czy był to zwyczajny, choć doskonale wyszkolony ochroniarz, który w drodze do pracy na nocną zmianę przypadkowo robił u nas zakupy i widząc co się dzieje, postanowił zadziałać w czynie obywatelskim, czy może jednak była to postać magiczna, zainwokowana z innego wymiaru do fizycznej interwencji przez rozgniewane bóstwo, któremu poświęcony był sprofanowany totem? Tego z całą pewnością nie dowiemy się nigdy..

I wskazując na magiczny symbol z puszek piwa dodaje:

- Ja jednak od tej pory zawsze stawiam przy wejściu do mojego sklepu jak największy talizman ochronny, taki jak ten...

Free Web Hosting