Zmierzch cyborgów
W sercu wielkiego miasta tętniącego mechanicznym życiem, dwóch srebrnych ziomków siedzi na murku i obserwuje pełznące sznury samochodów. ZzzYrG66 i jego kompan RoboT/77Z to niedobitki ginącej subkultury ulicznych cyborgów, której przedstawiciele wyznają transhumanizm i gloryfikują postęp technologiczny, programowo odżywiają się wysoko przetworzonym fast foodem popijanym coca-colą, do tańca stosują syntetyczne stymulanty, a kiedy nie mają pieniędzy, nie pogardzą środkami wziewnymi takimi jak kleje, rozpuszczalniki czy benzyna. Cyborgi chętnie przesiadują na skrzyżowaniach dwupiętrowych, szesnastopasmowych arterii, gdzie w otoczeniu stalowych przęseł i elementów żelbetowych konstrukcji czują się jak w domu i wtopieni w industrialny krajobraz spędzają czas na grupowym delektowaniu się wielkomiejskim klimatem, smogiem i hałasem.
Model RoboT/77Z słucha, jak na tle szumu tysięcy silników ZzzYrG66 snuje monolog, w którym żali się swojemu jedynemu towarzyszowi na czasy, jakie nastały. Utyskuje, że ich środowisko jest do dupy, bo za mało w nim kątów prostych, metali i tworzyw sztucznych, a za dużo nieregularnych drzew, pokręconych krzaczorów i plamiastej zieleni. Wyraża wyrastającą na nawozie obaw pogardę dla coraz liczniejszej większości organicznych ludzi o orientacji proekologicznej, znajdując jednak cień nadziei na lepsze jutro w możliwościach jakie stworzy cyborgizacja społeczeństwa i kolonizacja przestrzeni kosmicznej. Głośno ubolewa nad ich wymierającą subkulturą, upadkiem dawnego techno i schyłkiem starego, dobrego industrialu. Wspomina złotą erę ulicznych cyborgów, kiedy ich populacja była pokaźna i zbierali się na skrzyżowaniach w dużej grupie, aby współcelebrować swoje wielkomiejskie zauroczenie. Jednak wszyscy powoli wykruszali się z powodu, jak uważa, naporu Zielonych oraz błędów i awarii oprogramowania. Cyborgi, jeden po drugim porzucali swoje proindustrialne ideały i przestawali pojawiać się na ulubionym skrzyżowaniu, oddając się teraz obowiązkom zawodowym, życiu rodzinnemu albo Jezusowi odnalezionemu nagle w Kościele czy jakimś protestanckim zborze. Aż w końcu zostało ich tylko dwóch: sam ZzzYrG66 i jego wierny RoboT/77Z.
- Ech, RoboT/77Z - ciągnie tęsknym głosem cyborg - a pamiętasz, jak to kiedyś...
Ale ZzzYrG66 urywa nagle i zamiera w pół słowa. Nie może uwierzyć własnym oczom. Z rosnącą zgrozą patrzy na postać, której widok stanowi chodzący obraz nędzy i rozpaczy, trudnej do przebolenia degrengolady i upadku. No, po prostu tragedia, co ona ze sobą zrobiła!
Stawiając uważnie drobne kroki idzie w jego stronę zadumana dziewczyna odziana w zwiewną, kolorową sukienkę i sandały z biodegradowalnego łyka. Ma wplecione we włosy polne kwiaty i koraliki, a przez ramię tatuowane w roślinne ornamenty przerzuconą lnianą torbę, w której zapewne niesie żywność sojową. Jest to odmieniona nie do poznania Alicia Ramos, były członek ich załogi i nie zwykły, pospolity cyborg, ale ważna figura w hierarchii i osobista dziewczyna ZzzyrG66a. Razem chodzili na koncerty muzyki aggrotech, razem wdychali rozpuszczalnik, razem siadali wieczorami między przęsłami wiaduktów, aby czuć potężne wibracje i razem robili wiele innych industrialnych rzeczy, typowych dla subkultury cyborgów. Alicia Ramos, nazywała się wtedy @Li69R@ i wyglądała zupełnie inaczej, jej naturalnie dziewczęcą twarz zakrywał gotycki makijaż, do skórzanych kostiumów nosiła ciężkie buciory i szykowała się nawet do wszczepienia sobie pod skórę implantów.
To jednak dawne dzieje. Podczas wakacji, Alicia Ramos poznała na festiwalu Moctezumę Péreza, szarlatana z dreadami, który otumanił ją i sprowadził na złą drogę. Ten pseudoindianin, szaman, bębniarz i czciciel Manitou wywiódł ją do lasu, namieszał jej w głowie i zbałamucił. To tam, zapewne pod wpływem magicznych grzybów, Alicia Ramos rozpłakała się jak dziecko, kiedy na leśnej polanie zobaczyła koncert elfów grających na fletach Koncert Elfów, zatańczyła z rusałkami Taniec Rusałek i uległa zdradliwym podszeptom Matki Ziemi mruczącej trzewiami i szemrającej listowiem, aby na koniec przyjąć za przewodnika duchowego nosatkę meksykańską. Omamiona czarem natury uwierzyła w złudne obietnice przychodzącej w snach ropuchy i fałszywego mesjasza Moctezumy Péreza nawracającego ją za dnia. Zaczęła odżywiać się organicznym świństwem, agresywne techno, którego wcześniej namiętnie słuchała zamieniła na akustyczne brzmienia i śpiewy wielorybów, a z wielkiej fanki motoryzacji ciężarowej przemieniła się w zaciekłą przeciwniczkę zmian klimatycznych, dla której nawet elektryczna hulajnoga jest świętokradztwem.
Mimo, że od tych wydarzeń minęło już sporo czasu, ZzzYrG66 nadal nie może uwierzyć, że jego @Li69R@ dała się złapać na taki tani romantyzm. Podejrzewa, że musiał być w tym jakiś ukryty trick lub trojan, że jej umysł został zhackowany i tylko dlatego mogła paść ofiarą uroków piękna przyrody ojczystej, opuściła szeregi cyborgów i została ekonimfą miejską. Teraz z niedowierzaniem patrzy na nią, jak w swojej nowej postaci Alicia Ramos idzie zapatrzona w obłoki i już ma przejść obok niego obojętnie, kiedy w końcu go zauważa, zatrzymuje się i woła:
- Och! ZzzYrG66! No, hej, co ty tu robisz?! Jak się masz?! Heloł, heloł!
I rzuca mu się na szyję. ZzzYrG66 nie mówi nic, a niezrażona ekologiczna trzpiotka nie przestaje wesoło nadawać:
- ZzzYrG66, jak się cieszę, że cię widzę, nic się nie zmieniłeś, bardzo dobrze wyglądasz w tej srebrnej powłoce, naprawdę, nie miej mi za złe tego, co się stało między nami. Wiem, że być może trudno ci to jeszcze zrozumieć, ale po prostu uwierz mi, że tak właśnie musiało być. Musiało i już. Tylko błagam nie myśl, że dlatego, że szaman Moctezuma Pérez ma bogatych rodziców i dużą pałkę, bo to nie ma nic do rzeczy. Ja, widzisz, po prostu jestem spod Barana, ascendent mam w Bliźniętach, a Księżyc w Wodniku i przy takim układzie, to sam byś przyznał, gdybyś zgłębił nieco astrologii, że nie było innego wyjścia. Wiesz, ZzzYrG66, powiem ci, że byłam bardzo, bardzo smutna, może tego nie było widać na zewnątrz, ale zapewniam, że to mnie dosłownie pożerało od środka. Mój głos wewnętrzny krzyczał do mnie, że muszę zmienić coś w swoim życiu i że albo zmienię, albo zwariuję, a nowe tipsy ani wizyty u fryzjerki nic już nie pomagały. Tak było. I wtedy, na wakacjach, weszłam do lasu, gdzie usłyszałam głos Matki Ziemi i spadły mi z oczu łuski. Otworzyłam się na prawdę i dobrze to mi zrobiło. Zrozumiałam, że muszę patrzeć w przyszłość i porzucić te stare życie. Bo wszystko się zmienia i trzeba się dopasować. Dopasowanie daje wielką ulgę, zapewniam cię o tym. A czasy obecnie są inne i musisz przyjąć do wiadomości, że teraz to organiczna wsiowość i ręczne robienie jest trendy i postępowe, a nie te, wiesz, industrialne klimaty, cyborgi i roboty, bo to się, sorry, że tak ci powiem, ale trochę archaiczne już zrobiło. Zmiana pokoleniowa, zmiany klimatyczne, dużo zmian. No, ale słuchaj, pędzę, ZzzYrG66, bo mi tu zaraz tofu zjełczeje, co je w torbie niosę, buźka, pa!
Alicia Ramos składa na jego srebrnym policzku szybki pocałunek, wykonuje ceremonialny gest indiańskiego pożegnania i odchodzi stawiając uważne i świadome kroki w sandałach plecionych z ekologicznego łyka. Milczący cyborg ZzzYrG66 stoi zmulony bez ruchu, jakby mu się system zawiesił. Chociaż nigdy by się nie przyznał, że pod jego błyszczącą, metaliczną powierzchownością kryje się organiczne i dziko bijące serce, ZzzYrG66 rejestruje, jak coś mu się rekonfiguruje w klatce piersiowej i kiedy Alicia Ramos w zwiewnej, kolorowej sukience znika za rogiem, cyborg doświadcza bolesnego ukłucia fantomowych sentymentów.