Złe rusałki
W gęstych zaroślach nad brzegiem zbrukanego pomarańczowym paskudztwem ruczaju mieszkają zdegenerowane rusałki miejskie, które mogą okazać się bardzo niebezpieczne dla spacerowiczów. Pod żadnym pozorem nie należy wdawać się z nimi w rozmowę, przystawać, żeby poczęstować papierosem ani zgadzać się na wspólne pląsy czy inne igraszki. Rozmarzone kobiety w trudnym do określenia wieku, z wiankami w rozczochranych włosach, blade, bezzębne, bose albo w rozeptanych laczkach, odziane w same zwiewne halki z poplamionego nylonu, choć czasem niektóra ma narzucony dres z dziurami wypalonymi przez papierosy kokietują, tańcem, śmiechem i rozmową zwabiają rzadko zapuszczających się nad ruczaj spacerowiczów do swoich legowisk. W tych ubogich sadybach niechlujnie uwitych w nadbrzeżnym sitowiu z gałęzi, szmat i kartonów, wątłe, brudne dziewczynki pełzają pośród rozrzuconych butelek, niedopałków, strzykawek, sczerniałych łyżek i innych utensyliów jednoznacznie wskazujących na mocno rozrywkowy tryb życia prowadzony przez rusałki. Kto w nieostrożności swojej, a może zbyt wielkiej ufności czy chęci przeżycia przygody, da się omamić nimfom znad zatrutego ruczaju, trafia najpierw w tę ciemną, podmokłą plątaninę gęstego sitowia, a kilka tygodni później zostaje znaleziony przez wędkarzy, albo bawiące się nad rzeką dzieci, których bystry wzrok dostrzega unoszące się w trzcinach wzdęte ciało topielca. Sekcja zwłok wykazuje zero śladów przemocy, za to liczne oznaki przeżytych przed śmiercią intensywnych orgii erotyczno-alkoholowo-narkotykowych.