Zabójcza pupa

Zabójcza pupa

- No, to mamy następnego - mówi inspektor Jiménez do podinspektora Ramíreza, kiedy wczesnym rankiem stoją w parku miejskim wezwani do makabrycznego znaleziska, jakiego dokonał emeryt wyprowadzający o świcie psa na spacer. Z twarzą zarytą głęboko w brązową kupę jesiennych liści leży bestialsko zmasakrowane ciało półnagiego mężczyzny w średnim wieku.

- Punktualnie jak w zegarku - potwierdza podinspektor Ramírez. - Od razu widać, że się wykrwawił.

Jiménez i Ramírez zapalają papierosy i popijają czarną kawę z tekturowych kubków. Sytuacja jest napięta, szef domaga się natychmiastowych rezultatów, a oni czują się bezradni i nie potrafią podjąć tropu. Od ponad roku mieszkańców meksykańskiej stolicy terroryzuje seryjny zabójca, który pomimo starań policji pozostaje nieuchwytny i grając śledczym na nosie, regularnie zbiera krwawe żniwo. Ofiarami tajemniczego eksterminatora padają nieatrakcyjni mężczyźni, najczęściej w słusznym wieku, siwi lub łysiejący, otłuszczeni i zmęczeni życiem, o średniej lub wysokiej pozycji społecznej i wykształceniu technicznym, a także nudni i pryszczaci studenci idealnie pasujący do stereotypowego obrazu nerda. Wszystkie ofiary giną co dwa tygodnie w wyniku rozległych obrażeń wewnętrznych, a ich obnażone ciała leżące w kałużach krwi znajdują nad ranem w ciemnych i ustronnych miejscach stróże, śmieciarze i amatorzy joggingu.

Kręcąca się w kółko meksykańska policja wzywa na pomoc wybitnego profesora psychologii z Madrytu. Po zapoznaniu się z zebranym materiałem dowodowym, łysy typ w kwadratowych okularach i szarej marynarce narzuconej na białą koszulę bez krawata, nakreśla szczegółowy profil sadystycznego przestępcy:

- Szukajcie atrakcyjnej kobiety w wieku 25-30 lat. Jest ona jednostką aspołeczną, o ponadprzeciętnej inteligencji i wybitnych zdolnościach technicznych. Wchodząc w dorosłość doznała krzywd i upokorzeń ze strony mężczyzn, na których teraz mści się w okrutny i pokazowy sposób. Jeśli chodzi o cechy zewnętrzne, interesująca was morderczyni została obdarzona parą oszałamiająco kształtnych pośladków. Po tym ją rozpoznacie!

Psycholog zerka na zegarek, łapie za uchwyt czarny neseser ze sztucznej skóry i opuszcza salę narad spiesząc na lotnisko. Inspektor Jiménez i podinspektor Ramírez podchodzą do wiszącej na ścianie wielkiej mapy miasta, na której kolorowymi chorągiewkami zaznaczono położenie znajdowanych ciał. Piją kawę i studiują badawczo ich rozkład, co jakiś czas drapiąc się motywująco po łysinach. Następnie polecają sekretarce wysłać do wszystkich patroli zawiadomienie, aby podczas wieczornych objazdów miasta funkcjonariusze zwracali szczególną uwagę na młode, atrakcyjne kobiety o nad wyraz zgrabnych tyłkach.

Chociaż policja zasłaniając się dobrem śledztwa niechętnie podaje do mediów brutalne szczegóły, wścibskie tabloidy powołujące się na przecieki od anonimowych informatorów z kręgów zbliżonych do komendy głównej nakręcają spiralę strachu. Podpisujący się inicjałami reporterzy donoszą alarmującym tonem o bezlitosnej zagładzie mężczyzn, mrocznej zemście na nerdach, polowaniu na samotnych samców prowadzonym przez tajemniczą mścicielkę o jędrnej pupci. Prasa bulwarowa prześciga się w nadawaniu przestępczyni wymyślnych przydomków, takich jak Czarna Dama, La Scorpiona, Występna Modliszka, Rzeźniczka z Tabacalera (w tej dzielnicy znaleziono najwięcej zabitych mężczyzn), jednak popularność zdobywa prosty i budzcy grozę nick: Vampiressa. Na mieszkańców płci męskiej pada blady strach, wielu boi się wychodzić po zmroku, jeśli nie towarzyszy im małżonka, sytuacji nie poprawia też fakt, że w sieciach społecznościowych krążą coraz bardziej niesamowite plotki o tym, że okrutna zbrodniarka zwykłych, bezbronnych mężczyzn zachodzi od tyłu i rozpruwa, obdziera ze skóry, na żywca wyrywa przez odbyt i zjada bijące jeszcze serca ofiar.

Zdenerwowany burmistrz wzywa na dywanik głównego komendanta policji, który po powrocie na komisariat, czerwony z wściekłości i strachu o swoją pozycję wylewa kubły pomyj na głowy Jiméneza i Ramíreza, żądając od nich podwojenia wysiłków i bezzwłocznego ujęcia Vampiressy.

Obaj detektywi porzucają wszystkie sprawy prywatne i zawodowe, nie śpią po nocach, palą papierosy, piją kawę i przeglądają zgromadzone w aktach tysiące fotografii wyróżniających się kształtnych tyłeczków aktorek, modelek i prostytutek. Wytypowane na podstawie podejrzeń o śladowe choćby uzdolnienia techniczne kandydatki zostają wezwane na przesłuchanie, okazuje się to jednak ślepą uliczką, gdyż wszystkie mają niezbite alibi. Pomimo zastępów policyjnych tajniaków penetrujących nocami mroczne rewiry miasta, pomimo organizowanych zasadzek i emerytowanych funkcjonariuszy samotnie spacerujących na wabika w nieciekawych okolicach, starania Jiméneza i Ramíreza nie przynoszą rezultatów. Vampiressa pozostaje nieuchwytna, a okaleczone zwłoki kolejnych ofiar pojawiają się z niezmąconą regularnością w różnych punktach stolicy.

Szczęśliwy przełom w śledztwie następuje dopiero, kiedy przebiegłej wampirzycy dość przypadkowo podwija się noga. Pewnego wieczoru, przy ciemnym niebie, na którym blado rysuje się cienki rogalik księżyca w nowiu, Vampiressa postanawia zaatakować samotnie idącego mężczyznę. Jest nim inżynier Jesús María García, 54-letni projektant instalacji urządzeń klimatyzacyjno-wentylacyjnych. Jak później wyjaśni składając obszerne zeznania, ten rozwiedziony samotnik wracający po zmierzchu ze spotkania grupy samopomocy rozwiedzionych samotników, początkowo również dał się uwieść pięknej nieznajomej:

- Wyglądała na porządną, niewinną i potrzebującą pomocy prowincjuszkę, do tego bezbronną i całkowicie niegroźną, po prostu nie do pomyślenia, że mogłaby człowiekowi zrobić jakąś krzywdę, zresztą czym? Nie miała przy sobie nawet torebki, a tym bardziej żadnych narzędzi zbrodni, po prostu dziewczynka z niej taka zagubiona była...

Następnie, jak zeznała niedoszła ofiara, te pozory niewinności usypiają jego czujność i omamiony nimi inżynier Jesús María García zostaje zwabiony do ciemnego zaułka, gdzie dochodzi do zbliżenia. Jest piękna, ciepła, meksykańska noc, ona zalotnie opiera się plecami o drzewo i pręży swoje młode, zgrabne ciało, po czym przyciąga go do siebie za krawat i oboje pogrążają się bez opamiętania w gorącej sesji namiętnych pocałunków. Jednak w krytycznym momencie, kiedy ręce nieznajomej zaczynają manipulować przy pasku jego spodni, inżynier Jesús María García przypomina sobie o swoich rzymskokatolickich pryncypiach. Udaje mu się okiełznać rozbuchane zmysły i postanawia natychmiast zaprzestać tych brudnych, haniebnych występków. (Chociaż warto w tym miejscu nadmienić, że jak później na drodze czynności operacyjnych ustalili Jiménez i Ramírez, nagła zmiana podejścia wynikała najpewniej z tego, że już w pierwszych minutach pełnego pasji pocałunku inżynier Jesús María García nie zapanował nad emocjami i doświadczył obfitego wytrysku, a następnie chciał uniknąć wykrycia upokarzającego znaleziska, na jakie musiałaby natrafić w lepkich gaciach dłoń Vampiressy). W każdym razie, pomimo stawianego przez inżyniera oporu, kusicielka nie ustępuje i oplata go coraz ciaśniej swoimi silnymi, jak macki kałamarnicy, kończynami, namiętnymi ustami wpija się w jego ściśnięte wargi, czym skutecznie tłumi formujący się w nim niemy krzyk i za wszelką cenę dąży do zdjęcia z inżyniera Jesúsa luźnych spodni z popielatej dzianiny. Jego wybawieniem okazuje się być masywna, przywieziona jako pamiątka z wycieczki do stanu Durango, klamra paska z zatopioną w przezroczystym plastiku głową grzechotnika, która zacina się w krytycznym momencie i pomimo desperackich wysiłków nienasyconej Vampiressy nie daje się odpiąć. W końcu, po wyczerpującej szamotaninie, inżynier wykorzystuje wynikającą ze zmęczenia chwilę nieuwagi młodej kobiety i cudem wyrywa się z jej morderczych uścisków.

- To ona! Vampiressa! - z ciemnego zaułka wybiega z krzykiem inżynier Jesús María García - Łapać gwałcicielkę!

Zaalarmowani mieszkańcy pobliskiej kamienicy włączają reflektory, a dzięki sprawnej i zdecydowanej akcji grupie przypadkowych przechodniów udaje się dokonać zatrzymania obywatelskiego groźnej zbrodniarki. Kiedy chcą upewnić się, czy rzeczywiście udało im się złapać postrach całego miasta i zaglądają jej pod obszerną spódnicę, istotnie wymacują tam diabelsko ponętny kuperek, a oprócz niego dokonują mrożącego krew w żyłach znaleziska.

- Najpierw solidna chłosta na gołe dupsko, a potem kołek w serce i do ziemi! - Krzyczy rosnący tłumek wzburzonych gapiów. - Na stos z wiedźmą!

Zanim jednak żądne sprawiedliwości pospolite ruszenie ulicznych hejterów zdoła dobrać się do jej boskiej rzyci niepokojącej swoimi krągłościami wzrok porządnych mieszczan, z piskiem opon parkuje obok nich czarna furgonetka z policyjnym kogutem na dachu. Wyskakują z niej inspektor Jiménez oraz podinspektor Ramírez, którzy trzymając przed sobą złote odznaki detektywów i unosząc w górę służbowe pistolety nakazują protestującej ciżbie odsunąć się od podejrzanej.

- Gra skończona, Vampiresso! - mówi Jiménez - jesteś aresztowana pod zarzutem wielokrotnego morderstwa! Masz prawo zachować milczenie, a wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie!

Vampiressa widzi, że wpadła i to już koniec, domyśla się, że pewnie jak nic dostanie ćwiarę, a może nawet dożywocie i na jej zimnej, diabelskiej masce pojawiają się pierwsze rysy zwątpienia. Kiedy lodowata stal kajdanek zaciska się na jej nadgarstkach, zatrzymana pęka i zalewa się łzami. Jiménez podsuwa jej paczkę papierosów, a Ramírez dymiący kubek kawy, które Vampiressa przyjmuje z wyraźną wdzięcznością. Decyduje się opowiedzieć im swoją historię, którą obaj detektywi skrzętnie zapisują w notesach ze skórzanymi okładkami.

Jak udaje się ustalić przybyłym na miejsce inspektorowi Jiménezowi i podinspektorowi Ramírezowi, Vampiressą jest 28-letnia Joaquina Meléndez. Przez pierwsze lata życia była zwyczajną dziewczyną, nie wyróżniającą się niczym szczególnym poza tym, że została wyposażona przez naturę w wyjątkowo foremny i pociągający zadek oraz niesłychane wręcz uzdolnienia techniczne. Sielanka skończyła się jednak, kiedy po ukończeniu żeńskiego kolegium prowadzonego przez siostry Betanki i pomyślnym zdaniu egzaminów wstępnych, rozpoczęła naukę na swoim wymarzonym kierunku studiów. Jako jedyna kobieta na wydziale, z wielkim zapałem zgłębiała wiedzę i szybko okazało się, że poziomem uzdolnień technicznych przewyższała nie tylko swoich rówieśników, ale i większość kadry akademickiej. Zazdrośni mężczyźni, uważający się co do jednego za geniuszy, nie mogli znieść tego, że kobieta, do tego szalenie atrakcyjna, sprawniej niż oni radziła sobie z wyzwaniami technologicznymi, jakie stawia przed ludzkością era coraz bystrzejszych maszyn sterowanych sztuczną inteligencją. Nie potrafiąc upokorzyć jej na polu naukowym, zaczęli celowo sprowadzać ją do roli obiektu seksualnego, ze szczególną fiksacją na jej pupie imponującej obłędnym kształtem, od której nie potrafili oderwać wzroku i to nie tylko na korytarzu, ale również podczas zajęć, a nawet egzaminów. Ta ponętna część jej ciała stała się obsesją całego elitarnego Wydziału Robotyki Politechniki Meksykańskiej i przekleństwem Joaquiny Meléndez. Jej zaiste idealna pupeńka nie dawała spokoju studenckiej braci, wykładowcom, a nawet przedstawicielom personelu pomocniczego, wykorzystującym bez skrupułów fakt, że była sama pośród hordy coraz śmielej poczynających sobie mężczyzn, którzy więcej czasu spędzali w towarzystwie maszyn niż żywych kobiet i teraz wetowali to sobie na swój nerdowski sposób. Wybitny kuper Joaquiny Meléndez stał się obiektem nieustającej lawiny komentarzy, wulgarnych zachwytów, cmoknięć, gwizdów, świstów, niby to przypadkowych muśnięć, ulotnych dotknięć, fałszywie przyjaznych klepnięć, bezczelnych klapsów, filuternego podszczypywania, rubasznego miętoszenia, skrytego macania, jawnie wyuzdanego nakładania rąk, perwersyjnych fotografii rozpowszechnianych w internecie i całej masy innych nieprzyjemnych zabiegów.

Choć w końcu Joaquina Meléndez nie wytrzymała i z wielkim żalem odeszła z uczelni na początku drugiego roku, to doznane ze strony maczystowskich technokratów upokorzenia przerodziły się w trwałą traumę, która nie mijała, tylko wręcz rosła i tężała w miarę upływu czasu. Wspomnienia doznanych krzywd latami powracały jako wyniszczające psychicznie koszmary senne, a żal za utraconą możliwością edukacji wyższej potęgował wzbierające w niej rozgoryczenie i złość. Nie potrafiła zapomnieć piekła pierwszego roku na Wydziale Robotyki, a snute podczas bezsennych nocy fantazje o tym, co zrobiłaby swoim prześladowcom, gdyby spotkała któregoś w ciemnej ulicy, stopniowo zaczęły nabierać coraz bardziej realnych kształtów. Te wizje podsycały w niej rosnący apetyt, aby utoczyć morza męskiej krwi i które pewnego wieczoru, kiedy stała na balkonie i patrzyła na czerwonawy księżyc w pełni, postanowiła wcielić w życie.

Wykorzystując swoje genialne uzdolnienia techniczne skonstruowała diaboliczne narzędzie zemsty i tak wyposażona, kiedy jej cykl menstruacyjny zsynchronizowany z kalendarzem lunarnym nie dawał spać, ruszała na nocne łowy. Krążyła ulicami w poszukiwaniu ofiar, aby realizować swoje mroczne fantazje na przygodnie poznanych mężczyznach wyglądających na byłych lub aktualnych studentów kierunków ścisłych. Jako młoda, atrakcyjna kobieta nie miała większych problemów, aby zwrócić uwagę samotnych inżynierów wracających z czteropakami puszkowego piwa do pustych mieszkań; tych zupełnie nijakich, sflaczałych, pokracznych, odzianych w niemodne i źle dopasowane ubrania samców, którymi nikt normalnie by się nie zainteresował oraz równie, a może nawet jeszcze bardziej samotnych, młodych, napalonych kujonów, łamag i mobile app developerów.

Uwodzeni przez zabójczą mieszankę atrakcyjnej powierzchowności i kuszącej niewinności, spragnieni uczucia mężczyźni, którym od dawna brakowało w życiu pikantnych emocji, padali łatwym łupem Vampiressy zdobywającej sobie bez trudu ich zaufanie. Zauroczonych technokratów zwabiała w ustronne miejsca i kiedy w ciemnym zaułku, w bramie, albo pod parkowym drzewem dochodziło do obłapiania i całowania, jej delikatne palce wędrowały po rozgrzanym ciele zdeklarowanego racjonalisty o chłodnym, technicznym umyśle, rozpinały pasek i opuszczały zamek rozporka. Spodnie i galoty opadały do kostek, a kiedy jej ofiary stukały do bram siódmego nieba, dochodziło znienacka do krwawej łaźni.

Zmyślnie zmajstrowane urządzenie zainstalowane pod spódnicą miało postać giętkiej, teleskopowej macki zbudowanej z tytanowych segmentów. Normalnie zwinięta i niewidoczna, nawet dla najbystrzejszego obserwatora skupionego na tylnych krągłościach Joaquiny, inteligentna macka wkraczała do akcji, kiedy jej kochankowie mieli już opuszczone spodnie, a ona sama uruchamiała urządzenie przez odpowiednie napięcie i zaciśnięcie pośladków. Oparty na platformie Arduino mechanizm rozwijał się jak wąż lub jak odwłok skorpiona, a pochłonięci amorami inżynierowie nie zdawali sobie nawet sprawy, kiedy między ich nogami bezszelestnie przesuwało się śmiercionośne żądło na teleskopowym kłączu. Na jego końcu zamontowana była nowoczesna wariacja na temat słynnej gruszki stosowanej przez hiszpańską Inkwizycję do rozrywania heretyckich odbytów, w środku której pałało żądzą odwetu czerwone oko kamerki noktowizyjnej. Po namierzeniu pozycji zalesionego wylotu bunkra skrytego między obnażonymi lędźwiami ofiar, cybernetyczne rozszerzenie demonicznej i przebiegłej femme fatale wbijało bez ostrzeżenia końcówkę tytanowego kłącza w odbyt nieświadomych niczego ofiar, a rozwierająca w ich kiszkach swoje płatki mechaniczna gruszka dopełniała dzieła zniszczenia.

Kończąc swoją opowieść Joaquina Meléndez ociera łzy chusteczką higieniczną wyłuskaną z paczki litościwie podsuniętej przez podinspektora Ramíreza.

- Nareszcie koniec tego koszmaru - mówi inspektor Jiménez, obserwując jak policjanci odprowadzają skutą Vampiressę do furgonetki - zagadka rozwiązana.

- Pójdzie teraz siedzieć - dodaje Ramírez dopijając kawę - ćwiarę dostanie jak nic, może nawet dożywocie.

- Pewnie tak. Ale w sumie szkoda... - Jiménez wzdycha zamyślony i dodaje - Naprawdę niezła z niej dupa...

Free Web Hosting