Terapia

Szaman miejski

Kiedyś Gonzalo żył jak zwykły człowiek, miał rodzinę, przyjaciół, etat w pionie centralnym administracji i, jak każdy, lubił się od czasu do czasu napić. Pewnego wieczoru, kiedy wracał z zakrapianej imprezy i przysiadł zmęczony na parkowej ławce, usłyszał płaczliwy szmer, coś jakby szept cicho nawołujący do niego z ciemności. Najpierw był to jeden słaby jęk dobiegający z niewiadomego źródła, potem drugi, trzeci, w końcu cały chór płaczących i zawodzących nieszczęśliwie głosów wołających o pomoc.

Po chwilowej konsternacji Gonzalo pojął, skąd pochodzą te żale. Ze zdumieniem stwierdził, że posiadł dar rozumienia drzew i może wyraźnie słyszeć, jak te odcięte od natury i wyobcowane istoty skarżą się na swój wielkomiejski los. Zaskoczony odkryciem drzemiących w nim, nieznanych możliwości, Gonzalo nie wiedział, co ma w takiej sytuacji zrobić. Odruchowo sięgnął do kieszeni i pociągnął kilka solidnych łyków z piersiówki. Rozjaśniło mu to umysł i od razu poczuł się pewniej. Zaczął, najlepiej jak umiał, pocieszać telepatycznie zrozpaczone drzewa i lać na ich dusze żywiczny balsam wewnętrznego spokoju, a one przestały szlochać, podziękowały mu i zaszumiały weselej listowiem.

Po tym, jak odkrył w sobie cudowną moc duchowego uzdrawiania cierpiących drzew, Gonzalo poświęcił się, aby ochotniczo nieść im pomoc. Posłuchał wewnętrznego głosu i został szamanem miejskim. Za każdym razem, kiedy do jego uszu dobiegał bolesny jęk cedru lub cyprysu, któremu sucho było na duszy, serce Gonzala tajało, a on szedł do sklepu, aby kupić ćwiartkę taniej tequili lub pospolitego rumu. Siadał na ławce, wypijał eliksir duszkiem i zapadał w stan głębokiego transu, podczas którego wczuwał się w położenie drzewa i dostrajał do jego wibracji. Zsynchronizowany z nim i połączony w bólu, za pomocą fal myślowych terapeutyzował je telepatycznie.

Z czasem jego pocieszycielska posługa zaczęła zabierać mu coraz więcej czasu. Wychodził z domu co noc, aby uzdrawiać, nieść ulgę w cierpieniu i pomoc duchową licznym potrzebującym. Pogrążony bez pamięci w swojej misji, dla osiągnięcia stanu, w którym mógł podnosić drzewa na duchu, coraz częściej przyjmował rosnące dawki najtańszych alkoholi. Wyrzucono go z pracy, przyjaciele odsunęli się od niego jeden po drugim, żona odeszła z brazylijskim kucharzem. Ale Gonzalo nie ustawał w samarytańskich wysiłkach, wędrował ulicami i za drobniaki uciułane z żebraniny oraz sprzedaży znalezionych puszek kupował magiczny eliksir i kiedy tylko posłyszał cichy głos drzewnego płaczu, spieszył na ratunek starając się ulżyć w cierpieniu każdemu potrzebującemu.

Mimo, że cena jaką za to zapłacił jest bardzo wysoka, miejski znachor drzewny i terapeuta Gonzalo wytrwale kontynuuje swoją bezinteresowną służbę, bo jak mówi, po prostu nie potrafi przejść obojętnie obok wykrzywionego z bólu drzewa.

Free Web Hosting