Szok sceptyczny
Sześćdziesięciodziewięcioletnia gospodyni domowa stoi oszołomiona na rogu, przez jej umysł przebiegają kotłujące się gonitwy myśli o tym, co się właśnie wydarzyło i czy należy komuś o tym opowiedzieć, albo gdzieś to zgłosić, a jeśli tak, to gdzie i komu.
Przed chwilą, kiedy tak jak co dzień wczesnym przedpołudniem szła do pobliskiego sklepu, przy krawężniku zatrzymała się długa, czarna limuzyna, María Elena zapamiętała, że nie tylko karoseria i koła były czarne, ale także szyby, a nawet klamki. W rozsuwanych drzwiach pojazdu pojawiły się trzy chude ręce całkowicie zakryte, pomimo upału, przez rękawy czarnego swetra i czarne rękawiczki. Zanim María Elena zdążyła zaprotestować, ręce szybkim ruchem wciągnęły ją do środka. Całe wnętrze limuzyny również było czarne oraz co od razu wydało jej się podejrzane, przestronne jak sala, w której organizowane są koncerty albo mistrzostwa siatkówki. Zamiast trybun, ze wszystkich stron salę oplatały rzędy miękkich, czarnych foteli przypominające nienaturalnie wielkie loże operowe albo teatry w starych hiszpańskich filmach, które María Elena lubiła oglądać jako dziewczynka. W fotelach siedziały liczne istoty różnych ras, głównie pozaziemskich, chociaż w tłumie obcych kształtem głów mogła rozpoznać znajome rysy kilku ludzi, neandertalczyków, goryli i dużych jaszczurek. Pośrodku sali, na jasno oświetlonym stole operacyjnym, czekały równo ułożone, błyszczące narzędzia neurochirurgiczne. María Elena dostała od tyłu zastrzyk w szyję, po którym od razu zwiotczała i zaniemówiła, a trzy ręce w czarnym swetrze i rękawiczkach sprawnie zdjęły z niej sukienkę i ułożyły Maríę na stole. Automatyczne obręcze zapięły się unieruchamiając jej ciało i kończyny w pozycji leżącej, ze wszystkich stron otoczyły ją ruchliwe, wijące się niespokojnie pałąki wyposażone w kamery, mikrofony, wzierniki, czujniki i wyspecjalizowany sprzęt rejestrujący. Co działo się dalej nie pamięta, bo od natłoku wrażeń straciła przytomność, a kiedy doszła do siebie, stała znowu ubrana na ulicy, z twarzą skierowaną w stronę sklepu i jedynie lekkim poczuciem wirowania w głowie oraz mrowienia w kroku.
Z pozycji słońca nad dachami domów wynika, że minęło nie więcej niż kilka minut, chociaż ona nie może się uwolnić od uczucia, jakby w czarnej limuzynie spędziła całą noc. Patrząc niewidzącym wzrokiem w pustkę przed sobą próbuje zrozumieć co jej się przed chwilą przydarzyło i jednocześnie nabiera przekonania, że o tym, co przeżyła lepiej będzie nikomu nie mówić, żeby uniknąć niepotrzebnych komplikacji. Skorumpowana policja i tak nie weźmie jej zeznań na poważnie, zwłaszcza że nie ma żadnych dowodów, a ślady mikronakłuć na skórze szybko znikają. Lekarze z przychodni zrugają ją za zawracanie głowy bzdurami i wypiszą paracetamol. Domowi? Córka i zięć z wnukami i tak jej nie uwierzą, tylko ją wyśmieją albo obarczą winą za to, że została porwana, bo pewnie łaziła sama w zbyt krótkiej i obcisłej sukience. Najbardziej zaufane sąsiadki, z którymi rozmawia przez płot też najpewniej powiedzą, że się przegrzała, doradzą kąpiel i wyspanie się. A nawet gdyby ktoś jej uwierzył i zaczął drążyć tę sprawę, czy nie narażałoby jej to na niebezpieczeństwo? Sprawcy mogą łatwo się zemścić, wiedzą pewnie gdzie mieszka, znają jej zwyczaje i trasę, którą chodzi co rano do spożywczego i warzywniaka, lepiej będzie - myśli María Elena - nie narażać się, iść dalej do sklepu jakby nic się nie stało, wrócić z zakupami i udawać, że wszystko jest w porządku.
Ale jeszcze nie może się ruszyć, jeszcze potrzebuje chwilę na mentalne otrząśnięcie się z resztek tego nagłego, porannego szoku i dlatego stoi oszołomiona na rogu.