Skurcze amplitudy

Kino polskie

Dzień jest szary i od rana pada, piętnastoletni Miguel Ángel z robotniczych i niebezpiecznych przedmieść w Ecatepec stoi przyczajony za blaszaną budką z ulicznym żarciem. Na głowę ma naciągnięty kaptur, pali papierosa za papierosem i wnikliwie obserwuje otoczenie. Kiedy dostrzega wątły cień szansy powodzenia, decyduje się na skok. "- Teraz albo nigdy" - rzuca niedopałek w kałużę i biegnie sprintem do rozłożonego na chodniku stoiska z kinem klasycznym i artystycznym. Ponad rękami kramarza brawurowo wskakuje na wyłożony towar, szybkim ruchem zgarnia upatrzony tytuł z górnej półki i rzuca się do ucieczki. I prawie udaje mu się ujść na sucho, kiedy na ostatnich metrach gładkie trampki ślizgają się po mokrych płytach i Miguel Ángel upada. Powstaje, ale para policjantów, która postanowiła wstąpić na tacos do sąsiedniej budki dobywa swoich rewolwerów i zanim młody, gniewny miłośnik kina zdąży dobiec do rogu ulic, dostaje dwie kulki w kręgosłup. Kiedy leży na plecach w kałuży i patrzy w szare od deszczu niebo, zauważa przytomnie, że oto jego krótkie życie kończy się jak przystało na dobry, czarno-biały dramat obyczajowy z XX wieku produkcji najlepiej polskiej albo węgierskiej, gatunku filmowego, który tak ukochał, że gotowy był oddać za niego życie. We wstrząsanych przedśmiertnymi drgawkami dłoniach ściska moknące od deszczu pudełko z płytą DVD, spod jego palców wypływa strużka krwi, a podążające za nią oko kamery pozwala dojrzeć tytuł dzieła, na którego legalny zakup nie było go stać i zdesperowany postanowił je ukraść. Młody meksykański kinoman umiera na mokrym asfalcie ulicy przytulając do piersi kolekcjonerskie, podziemne wydanie wczesnych etiud oraz wprawek reżyserskich z okresu studiów Krzysztofa Zanussiego.

Free Web Hosting