Odpowiedzialność zbiorowa
Jak każdego niedzielnego ranka, cała rodzina zajmuje miejsca w samochodzie, aby udać się do kościoła w San Teo Cotletetepecoaxtl i wypełnić tam pobożnie obowiązek czynnego uczestnictwa w Mszy Świętej. Panią Marię boli serce, kiedy przypomina sobie, że podczas gdy przestronne i klimatyzowane wnętrze furgonetki pozostaje niemal puste, jej biedne dzieci muszą dojeżdżać ściśnięte na desce nad tylnym zderzakiem, cierpiąc męki i niewygody.
Ale matka nieszczęsnej czwórki siedzi spolegliwie po prawicy kierowcy i boi się odezwać choćby słowem, ponieważ gniew pana Bonifacio jest straszny, jego decyzje ostateczne i nie podlegające dyskusji, a kto sprzeciwi się jego woli, musi ponieść karę, od której nie ma odwołania. Srogi i pedantyczny Pan Bonifacio nie toleruje w swoim ukochanym samochodzie, utrzymywanym w nienagannej, świątynnej wręcz czystości, najdrobniejszych plam czy okruszków i surowo zabrania spożywania w jego wnętrzu pokarmów. Kiedy pewnego dnia, dawno temu, podczas rytualnego, porannego sprzątania znalazł wciśnięty między poduszki tylnego siedzenia ogryzek, nawet nie próbował dochodzić, który z jego trzech synów - Sem, Cham czy Jafet, a może najmłodsza córka Eva - uległ pokusie i ośmielił się zbezcześcić jego pojazd, zjadając w tajemnicy zakazany owoc. To, czyja to wina, nie miało żadnego znaczenia, wszechmocny ojciec ukarał za złamanie zakazu całe potomstwo surowo, ale sprawiedliwie, i prawomocnym wyrokiem skazał wszystkie dzieci na wieczne wygnanie ze swojego minivana.