Oblicza nędzy ponurej codzienności na ulicy
Najczęściej ktoś sam wchodzi w pułapkę. Jakiś ciekawski zatrzyma się zaintrygowany czarną, półotwartą bramą. Chwilę postoi, popatrzy na boki, a potem zajrzy w czeluść, żeby zniknąć w niej na zawsze.
Ale jeśli przez dłuższy czas nikt z ludzi maszerujących po chodniku sam się nie skusi, wtedy z bramy wysuwają się potężne, czarne macki, które chwytają i błyskawicznie wciągają do środka przypadkowego nieszczęśnika.
Kolejne osoby w biały dzień znikają bez śladu w nieoznaczonej bramie, jednak nikogo to nie interesuje, ani przechodniów spieszących w dwóch przeciwnych kierunkach i zajętych swoimi sprawami, ani władz, dla których najważniejsze jest to, żeby asfalt alei był idealnie czysty i ze świeżo odmalowanymi paskami.
Dopiero kiedy brama wessie córkę jakiegoś ważnego dygnitarza, wtedy na pewno ktoś się tym zajmie, czarna brama zostanie natychmiast zamknięta i zaklejona taśmami zakazującymi wstępu. A czarne macki porywające ludzi zainstalują się w jakiejś innej, niczym nie wyróżniającej się bramie i przy wpółotwartych drzwiach będą czekać na przechodzących tamtędy ciekawskich.