Nieprzyjemna sytuacja
Parafianie, starzy, chorzy i zadłużeni, lecz wszyscy odświętnie wystrojeni w najlepsze ubrania, szczelnie wypełniają plac przed wystawnym kościołem położonym na peryferiach wielkiego miasta. Imieniny patrona stanowią w życiu tej ubogiej parafii, trapionej rozlicznymi bolączkami i patologiami, wielkie wydarzenie i z tej okazji nawiedził ją biskup, aby odprawić uroczystą mszę. Ale nie zaczyna, tylko stoi naburmuszony i boczy się zwlekając, wyraźnie na coś zły.
- Niech przestanie gwiazdorzyć, ile jeszcze będzie kazał ludziom czekać? - Przez tłum parafian stojących od rana w piekącym słońcu przetacza się po raz kolejny szmer niezadowolenia. - Co ten biskup odpierdala?
- Ja pierdolę... - Skamle osobisty asystent biskupa przeszukując po raz kolejny szpargały w torebce swojego przełożonego. - To niemożliwe, któż by mógł je zapierdolić i kiedy? Przysiągłbym, że sam je rano pakowałem i jeszcze przed chwilą tu były... Ech, spierdoliłem sprawę... gdybym wczoraj się tak nie napierdolił, byłbym dzisiaj czujniejszy... Biskup mnie normalnie z roboty wypierdoli, jak się zaraz nie znajdą, o ja pierdolę, o ja pierdolę, o ja pierdolę...
- Do wszystkich patroli pieszych! - Szczeka nerwowo w krótkofalówkę szefowa parafialnych ochroniarzy zabezpieczających wizytę biskupa. - Ktoś podpierdolił biskupowi z torebki portmonetkę i złotego iphone'a wysadzanego diamentami, który zawiera ważne informacje! Nie opierdalajcie się, jeno zapierdalajcie wszyscy żywo, biskupie fanty muszą się znaleźć raz-dwa! A ze złodziejem nie pierdolić się, tylko tak mu wpierdolcie, aby na długo popamiętał, że okrutnie coś mu się popierdoliło, jeśli myślał, że na mojej służbie taki numer może odpierdolić! Napierdalać natychmiast, odbiór!
- Pierdolić tę złodziejską parafię. - Warczy na swojego asystenta purpurowy z gniewu biskup. - Swojego pasterza tak opierdolić. Ja bym ręce wszystkim przy łokciach upierdolił, całą parafię rozpierdolił na cztery mniejsze, a potem jeszcze bym im dopierdolił dotkliwą klątwę i anatemę. W telefonie miałem dziesięć giga zdjęć z castingów na ministranta w strojach kąpielowych, tylko mi jeszcze brakuje, żeby się ktoś do tego przypierdolił. Jak mogłeś, łotrze, tak niefrasobliwie to przepierdolić? Przepierdolone, przepierdolone przez przepierdolenie, wszystko przepierdolone!
W końcu, na ratunek decyduje się ruszyć miejscowy proboszcz. Bierze do ręki wielką, ręcznie plecioną tacę wyłożoną świeżą, białą, krochmaloną serwetką i chodząc pomiędzy swoim ludem, prośbą i groźbą nakłania do oddania posiadanej gotówki. Przyklęka i obsypując pierścień niezliczonymi pocałunkami wręcza ekscelencji zebraną sumę, czym udaje mu się nieco udobruchać rozsierdzonego biskupa, który po przeliczeniu parafialnej zrzutki chowa pieniądze głęboko pod szatami i przystępuje do odprawiania mszy.
Stojąc w cieniu, pod zadaszeniem, biskup patrzy na stłoczoną na dole ciżbę i nie może się uwolnić od poczucia, że zaraz dostanie pierdolca, dlatego łatwo ulega pokusie dopieczenia tej złodziejskiej rasie i postanawia wydłużyć kazanie i zmienić jego treść. Zamiast zachwalać biednym Indianom cnoty skromności i ubóstwa, unosi w górę palec i sypie na zwieszone, zgrzane od słońca głowy zebranych gromy, grzmi donośnie surowym głosem potępiając panoszące się wśród parafian grzechy chciwości, kradzieży i występków przeciw klerowi. Po bitych trzech godzinach rugania, straszenia i dokręcania śruby, ogłasza zebranym, że spełnili swoją ofiarę. Zwalcowani, zgnębieni upałem i biskupią tyradą parafianie rozchodzą się do swoich slumsów, a on i jego świta wsiadają do czarnej, klimatyzowanej limuzyny i odjeżdżają do rezydencji, gdzie na designerskim stole w salonie leżą, zapomniane rano przez skacowanego asystenta, pierdolona portmonetka i pierdolony złoty iphone wysadzany diamentami.