Najlepsze śniadania w mieście
W takie paskudne piątkowe popołudnie jak dziś, świat wydaje się być wyjątkowo monotonnym i mało przyjaznym miejscem. Człowiek czuje się nieswojo i nie wie, co ze sobą zrobić. Kręci się trochę po mieszkaniu, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że ta bezcelowa czynność nie ma sensu, wychodzi pokręcić się trochę po osiedlu. Po kilku rundkach wokół bloku spotyka ziomka, z którym dalej kręcą się razem, ale zamiast poczuć się dzięki temu lepiej, jest im obu gorzej. We dwójkę, atmosfera nijakiej beznadziei i braku perspektyw potęguje się, a świat wydaje się być dwa razy bardziej szary, nudny i nieciekawy.
Kręcąc się razem, człowiek z ziomkiem jeszcze bardziej nie wiedzą, co robić, aż w końcu siadają na murku i patrzą na to, jak wszystko sprawia wrażenie pozbawionego sensu.
- Chodźmy do Babuni. - Proponuje ziomek, kiedy nastrój sięga dna. - Babunia jest dobra na wszystko.
Gdy problemy piętrzą się i napierają ze wszystkich stron - w domu, w szkole i na osiedlu, a człowiek czuje wielki dół, wtedy idzie do Babuni. U Babuni zawsze znajdzie to, czego odmawia mu ten okrutny świat. Szukający pociechy człowiek zazna ciepła, uśmiechu i zrozumienia, zostanie przez Babunię wysłuchany i nakarmiony strawą duchową oraz ciepłym jedzeniem. To przynosi olbrzymią ulgę, bo nikt nie potrafi wejrzeć tak, jak Babunia, w duszę człowieka nierozumianego przez rodziców, nauczycieli, sąsiadów i policję. I nikt nie potrafi przyrządzać tak, jak Babunia, takich doprawdy wyśmienitych dań, a w szczególności słynnych zielonych kulek.
Po krótkim marszu przez bure ulice człowiek i ziomek wchodzą do środka i od razu czują się lepiej niż w domu. W tle gra progresywny psy-trance z dawnych lat i pomimo skromnego wystroju oraz spartańskiego wyposażenia, mała jadłodajnia Babuni jest prawdziwą oazą pozytywnych wibracji, a sama wesoła kumoszka, jak zawsze tryska humorem i wykazuje radosne podejście do życia. Ten dobry nastrój łatwo udziela się wszystkim gościom, którzy skosztują babcinych potraw. I za to jest Babunia kochana, bo magia jej wyjątkowego jedzenia nieodmiennie wyciąga człowieka z najczarniejszej dupy, buduje go na duchu i rozjaśnia jego dni.
Sekret babcinej kuchni tkwi w tajnych składnikach, ale na pytania o nazwy tych specjałów, Babunia odpowiada głośnym, zaraźliwym śmiechem i za nic nie chce zdradzić, co daje tę cudowną moc jej papkom wyłożonym w srebrnych pojemnikach, zupom i sałatkom wypełniającym plastikowe wiaderka, pysznym serniczkom i szarlotkom oraz przede wszystkim jej niezrównanym, magicznym zielonym kulkom. Po ich spożyciu, największy ponurak odzyskuje pogodę ducha i wychodzi od Babuni z bananem szerokim na całą twarz. Zmienia się jego percepcja i patrzy na wszystko jakby nowymi oczami, obserwując świat z szerszej, kosmicznej perspektywy. Człowiek dostrzega wtedy piękno ukryte w budzących się do życia szczegółach, a jego problemy wydają mu się niezbyt ważne i mało dokuczliwe. Ten sam świat, który jeszcze trzy kwadranse wcześniej był szary, nudny i byle jaki, teraz przepełnia go optymistycznym, dziecięcym wręcz zachwytem.
Kiedy człowiek z ziomkiem wychodzą od Babuni, czują się lekko na sercu i ogólnie na całym ciele. Tak lekko, że idą potańczyć i tańczą przez całą noc, a kiedy opadają z sił i spoceni wychodzą z klubu, jak dwa mokre szczury, wielka, czerwona tarcza słońca wstaje już nad miastem i oświetla je na szaro. Zabawa się skończyła, oni idą ciężkim krokiem, ich tenisówki klepią w trotuar, ale nie słychać już wcześniejszego dziarskiego entuzjazmu. Robi się jaśniej i jaśniej, a świat powoli traci magiczny, nocny blask, stając się ponownie zwyczajnym i nieatrakcyjnym miejscem. Nabierająca coraz bardziej realnych kształtów mroczna wizja powrotu do domu jest zapętlonym, natrętnym koszmarem zdominowanym przez zbyt dobrze człowiekowi znane, negatywne klimaty. Szarość, duszność, bezsens oraz przede wszystkim brak zrozumienia, wyrażany przez krzyki i szykany, które w powolnym wygasaniu przepoczwarzą się w napiętą atmosferę dręczącą bąblami niemych wyrzutów. Na nawozie takiego zgniłego obrazu najbliższej przyszłości rodzi się myśl, że może dobrze byłoby zjeść coś na śniadanie, aby nabrać sił przed wyczerpującym psychicznie powrotem do domu.
- Chodźmy do Babuni. - Proponuje ziomek, kiedy nastrój sięga dna. - Babunia jest dobra na wszystko.
Ma ziomek rację. Nie ma lepszego lekarstwa na poranne bolączki duszy niż śniadanie u Babuni, która już czeka na nich, jak zawsze pełna wyrozumienia, ciepła i czułości, z szerokim uśmiechem na twarzy i tacą pełną pożywnych, zielonych kulek. Solidnie pokrzepieni podwójną ich porcją, człowiek i ziomek ponownie doświadczają na sobie magii działania babcinego jedzenia. Po upływie trzech kwadransów czują, jak ich flaczejące ciała nabierają wigoru i wstępują w nie nowe chęci do życia, a ten fatalnie zapowiadający się i paskudnie szary sobotni poranek zaczyna nabierać blasku, kolorów, rytmu!