Latarnik
Chociaż na co dzień sympatyczny pan Mario jest zwyczajnym pracownikiem stacji benzynowej, który od świtu do zmierzchu leje podróżnym do baków litry magny i premium, jego życiową pasją, której oddaje się w każdej wolnej chwili jest pisanie realistycznej prozy współczesnej ukazującej dojmującą dolę ludzi doby obecnej. Akcję swoich powieści i opowiadań lubi umieszczać w rozmaitych egzotycznych sceneriach, takich jak tętniące życiem dalekowschodnie metropolie, luksusowe pałace położone nad brzegami hawajskich plaż albo zakurzone wioski zagubione na pustkowiach kontynentu afrykańskiego. Podczas chwili spontanicznej zadumy, jaka przydarza mu się między dwoma tankowaniami, w jego głowie rodzi się pomysł na opowiadanie zatytułowane lakonicznie “Latarnik”. Rzecz dzieje się współcześnie na dzikim i odludnym wybrzeżu Szkocji, gdzie w latarni morskiej mieszka samotnie pan Marian, typowy emigrant zarobkowy z Polski, generalnie zniechęcony i zgorzkniały pięćdziesięciolatek po studiach humanistycznych, który nie potrafiąc odnaleźć się w nowo zastanej rzeczywistości, ani znaleźć w niej stałego zatrudnienia, czuje się zmuszony do emigracji za chlebem na Wyspy, gdzie pracuje najpierw w zakładach przetwórstwa rybnego i sklepie z papierosami, aby w końcu objąć posadę latarnika. Zostaje skierowany na placówkę w latarni morskiej położonej na odludnej wyspie rzuconej w środek lodowatego morza na dalekiej północy, gdzie klimat jest niespokojny i burzliwy, poza tym jest tam zawsze przenikliwie szaro i mocno wieje. Ceniący sobie zasadniczo spokój Marian wiedzie na wyspie samotne i jednostajne życie ascetycznego odludka. Jego jedynym obowiązkiem, którego nigdy nie zaniedbuje, jest zapalanie i gaszenie raz dziennie reflektora umieszczonego na wieży, resztę czasu wypełniają mu gorzkie rozważania na temat sytuacji politycznej w kraju, śledzenie przez internet prasowych doniesień na temat afer i skandali oraz słuchanie radia o zbliżonej tematyce, nieprzerwanie donoszącego jak bardzo jest źle. Jedynym towarzyszem jego wygnania jest głuchy i leniwy pies, raz na dwa tygodnie w poniedziałki przypływa ze stałego lądu na wyspę łódź, w której mrukliwy i nie znający słowa po polsku pakistański sternik dowozi mu prowiant, dlatego wielkie jest zdziwienie pana Mariana i serce szybciej mu bije, kiedy pewnej soboty wczesnym wieczorem dostrzega polską banderę i zbliżającą się powoli w stronę wyspy, walczącą z wysokimi falami łódź napędzaną przez pociesznie niewprawnych choć zdeterminowanych wioślarzy, którzy po zbliżeniu się do brzegu okazują się być rodziną pana Mariana. Brat, kuzyn, szwagier i były mąż siostry jego byłej żony, wszyscy zatrudnieni w hurtowniach na północy Anglii postanawiają dla umilenia czasu zorganizować sobie weekendową wycieczkę do Szkocji i wykorzystując fakt przypadających na tę sobotę imienin Mariana, zrobić mu niespodziankę odwiedzając go w jego samotni. Jednak wpaść znienacka do Latarnika w dniu jego imienin z pustymi rękami byłoby zdecydowanie nie na miejscu, dlatego czterech skoligaconych z nim wioślarzy wiezie zdolny zmiękczyć najtwardsze serca zhardziałych wygnańców upominek, skrzynkę rodzimej wódki marki “Pan Tadeusz”. Zarys takiej historii pojawia się w przebłysku natchnienia w głowie Maria, który czuje, że ma interesujący materiał, pozostaje mu jedynie wymyślić i dopisać zakończenie tej historii. Zaprawiony nos wytrawnego prozaika podpowiada mu, że ta wódka to nie jest przypadkowy gadżet, tylko nasycony głębszym znaczeniem element zawierający w sobie pokłady potencjalnego rozwiązania.