HWDP
Na jednym z zatłoczonych, podmiejskich osiedli Miasta M. dorastał wrażliwy chłopiec imieniem Arturo. W kluczowym dla swojej formującej się jaźni momencie, kiedy leżał chory z gorączką, zobaczył w telewizji teledysk, który podziałał na jego rozgrzaną wyobraźnię jak szamańska wizja otrzymana od Wujka Kojota po tygodniu poszczenia w górskiej samotni. W teledysku występował dumny i pewny siebie czarnoskóry raper oraz towarzyszący mu chór Słowianek, które nic nie śpiewały, tylko raźno kręciły odwłokami i cycami wokół srebrnego samochodu. Ta wizja otworzyła jego umysł na poezję i dzięki niej Arturo poczuł w sercu pierwsze łaskotki powołania. Odkrył w sobie pragnienie, żeby zostać hip-hopowcem i w rymowany sposób głosić sprzeciw wobec trudów egzystencji na osiedlu oraz braku szans na lepsze życie pełne koksu, dziwek i drogich samochodów. Krótko trzymany szorstką dłonią ojca zomowca Arturo wiedział jednak, że o takiej karierze może sobie tylko pomarzyć i to bardzo ostrożnie, kiedy nikt nie patrzy, z głową dla pewności zawiniętą w kołdrę.
Po przeciwległej stronie miasta, na bardzo podobnym osiedlu, dorastał inny wrażliwy chłopiec i rówieśnik Artura imieniem Roberto. Jego dzieciństwo upływało pod silnym wpływem stale obecnego ojca, który w wieku trzydziestu pięciu lat odszedł z policji na emeryturę i poświęcił resztę życia na budowanie z wykałaczek realistycznych miniatur obozów koncentracyjnych. Mały Roberto wykazywał skłonności filozoficzne i poetyckie i często pytał siebie, ojca oraz Boga o to kto jest bardziej prawy i dzielny: policjant, żołnierz wyklęty czy rycerz Jedi i zawsze dostawał od ojca odpowiedź, że w dzisiejszych, trudnych czasach to policja stoi na straży kondycji moralnej ludzkości. Ponieważ ojciec z zasady krzywo patrzył na poetyckie inklinacje Roberta, jedyną okazją do realizacji jego pasji było wzięcie udziału w krajowym konkursie poezji policyjnej uwieńczone zajęciem trzeciego miejsca ośmiozwrotkowym utworem, w którym podmiot liryczny wyznaje, że chce pomagać ludziom i zmieniać świat na lepszy i dlatego zostanie policjantem.
Aby spełnić wolę dominujących ojców Arturo i Roberto zignorowali swoje skryte marzenia o tym, żeby skonsumować odczuwaną miłość do muzyki i poezji licząc na to, że przeminie im ona z wiekiem i obaj posłusznie wstąpili w szeregi meksykańskiej policji federalnej. Los chciał, że po ukończonym szkoleniu obaj trafili do tej samej komendy, która wyznaczyła ich na załogę jednego radiowozu z zadaniem nocnego patrolowania ulic rejonu Narvarte-Alamos.
Jest czwarta trzydzieści nad ranem, znudzeni przemierzają powoli swoim ciemnogranatowym pojazdem kolejne metry wąskich, spokojnych uliczek, wycieraczki zgarniają mżawkę z przedniej szyby. Na policyjnej częstotliwości lekko zachrypnięta dyspozytorka posyła w eter komunikaty składające się z długich ciągów cyfr i adresów przetykanych pojedynczymi słowami ludzkiej mowy. Na częstotliwości komercyjnej szczeka i zawodzi jakiś nowy raper wielokrotnie wyznający, że jest cesarzem Mołdawii.
Zniesmaczony Arturo wyłącza satelitarne Radio RMF FM i przełącza na lokalną stację nadającą meksykańską muzykę ludową.
- Coraz bardziej gówniany jest ten polski hip-hop - mówi Roberto.
- Nie to co kiedyś - dodaje Arturo - kiedyś polski hip-hop to było coś.
- Tak, coś onegdaj autentycznego, zeszmaciło się do takiej postaci, że obecnie nie daje się już tego słuchać.
- Bo teraz to tylko komercja się liczy.
- Komercja i popelina, która nie ma już w dzisiejszych czasach nic wspólnego z prawdziwym hip-hopem.
- Pamiętasz sławnego ongi rapera z pe el, który zrobił sobie skaryfikacje na ryju i wytatuował oczy na czarno?
- Jak on się nazywał? Bolek? Kołek?
- Jakoś tak, nieważne teraz, miał jeden z tych trudnych do wymówienia słowiańskich pseudonimów, później został bokserem, fighterem i złodziejem, bił strongmenów w ringu! Co za gość był!
- Nie to co te łajzy dzisiejsze. Albo przypomnij sobie tego nowoczesnego polskiego księdza, który ewandżelizował młodzież mówiąc do niej ulicznym slangiem i rapując o cudowności poznawania Jezusa ciągnąc hity z bongosa na pielgrzymkach i wycieczkach po Tatrach?
- Jasne! Ksiądz Jacek to był megaziom! A Babcia Poruta?
- O stary, Babcia Poruta, pamiętam, pamiętam przecie, jakżeby nie - rozmarza się Roberto - pani Walczakowa, zwykła stara baba z kolejki w samie, która wygrała fristajlową bitwę z najlepszym wówczas raperem w kraju. Co za wstyd padł na niego, kiedy wielki raper DJ MC Mydłek poszedł do sklepu po bułki i stojąc w kolejce wdał się w pyskówkę ze zwykłą babą w płaszczu i berecie, która mu się postawiła, zaczęła fristajlować i pokonała go sromotnie, pośród szyderczego rechotu innych starych bab DJ MC Mydłek spłoszony opuszczał teren samu, a młoda sklepowa nagrywała całe zajście telefonem i wrzuciła je do sieci.
- Tak, po tym wiralowym występie Babcia Poruta zyskała wielki szacun, rozpoczęła karierę i została gwiazdą formatu światowego, o sławie wykraczającej mocno poza terytorium Polski i docierającej nawet do odległego Meksyku.
Zapada cisza przerywana tylko chropawym głosem policyjnej dyspozytorki i szuraniem wycieraczek o przednią szybę radiowozu.
- Słuchaj Roberto - pyta ostrożnie partnera Arturo - a może warto byłoby coś z tym zrobić?
- Ale to znaczy, co?
- No wiesz, może - decyduje się zaryzykować Arturo i wyrzuca wreszcie to, co latami dusił w sobie i do czego bał się nawet sam przed sobą przyznać - może założymy sami, my dwaj, własny zespół hip-hopowy?
Tak, w środku nocy, w radiowozie patrolującym rejon Narvarte-Alamos narodził się jeden z największych gigantów hip-hopu przyszłości i prekursor rapu policyjnego: duet DJ Art & MC Rob z czasem przyjmujący nazwę Nocny Patrol. Głoszonym przez zespół przekazem była bezdenna pogarda dla uliczników i przestępców oraz opiewanie ciężkiego, ale fajnego życia wielkomiejskich funkcjonariuszy. Policyjny hip-hop w prostych, ostrych i szczerych słowach piętnował marne życie młodych, ich skurwiałe osiedla, ulice i narkotyki, jednocześnie gloryfikując służby mundurowe, ekscytującą pracę na komisariacie, uroki jeżdżenia nocą z kolegami radiowozem po mieście, akcje na stadionach, zabawy legalną bronią i zasłużoną wódkę po ciężkiej służbie. DJ Art & MC Rob czerpali inspirację z własnych nocnych eskapad po mieście, kiedy jeździli swoim radiowozem układając mocno przesycone zawodowym slangiem rymy, w których jako załoga liryczna dzielą się ze słuchaczami opisami swoich akcji, a jednocześnie jebią ostro chuliganów, złodziei, narkomanów, dziwki i pijanych kierowców. Do swoich utworów chętnie wplatali sample z nagranymi głosami dyspozytorów, wyjących syren, szybkiego klaskania podeszw obuwia sportowego na wilgotnym asfalcie, brzęku zapinanych kajdanek i krat zapadających w areszcie za plecami zatrzymanych złoczyńców.
Propozycja muzyczna duetu Nocny Patrol została przyjęta z wielkim entuzjazmem, zespół zdobywał rosnącą sławę, a wokół DJ Arta & MC Roba formowało się środowisko fanów, w którego skład wchodzili nie tylko inni policjanci, ale też pracownicy prokuratury, służby więziennej oraz prywatnych firm ochroniarskich i wszyscy ludzie zawodowo związani z bezpieczeństwem publicznym i wymiarem sprawiedliwości, którzy dość już mieli poniżania przez niechlujną młodzież w tworzonych przez nią wulgarnych, rapowych piosenkach.
Dwaj rapujący policjanci stali się wzorem dla młodzieży, która podziwiając swoich idoli pragnęła pójść w ich ślady, wstąpić w szeregi policji i przeżywać wspaniałe przygody podczas nocnych patroli. Hasłem rozpoznawczym fanów stały się cztery litery HWDP, które stanowiły fonetyczny zapis akronimu użytego w jednym z utworów Nocnego Patrolu refrenu “Chuj W Dupę Przestępcom”. Zainspirowana młodzież nosiła bluzy z napisem HWDP, pisała to hasło na okładkach zeszytów, a co bardziej zdeterminowani tatuowali je sobie heavy czcionką na karku albo drobniejszą odmianą po wewnętrznej stronie dolnej wargi.
Nagle okazało się, że do policji trudno jest się dostać, tylu jest chętnych do walki ze złem i analnego tępienia przestępczości, powstała nawet subkultura odrzuconych wannabe pseudopolicjantów pogardzanych przez tych, którzy uważali, że tylko prawdziwy policyjny hip-hop jest autentyczny, a wszyscy używający hasła HWDP nie będąc na służbie są miętkimi i żałosnymi fejkami.