Głowa

Głowa

Pewnego razu, podczas samotnego, wieczornego spaceru w stronę sklepu nocnego, uwagę pana E. zwrócił dziwny kształt jaśniejący w zaroślach. Zaciekawiony pan E. postanowił sprawdzić co to takiego i kiedy rozgarnął gałęzie okazało się, że znalazł pośród krzaków ludzką głowę. Na jego widok głowa wyszczerzyła w krzywym uśmiechu rzadkie zęby, podskoczyła i ruszyła za nim na wędrówkę przez uśpione miasto. Pan E. długo kluczył pustymi już o tej porze ulicami próbując zgubić natręta. Przyspieszał nagle kroku, chował się, usiłował nawet wsiąść do przejeżdżającej taksówki, która jednak nie zatrzymała się pomimo desperackich gestów jego uniesionych w górę rąk. Ale wszystko na nic, za każdym razem, kiedy pan E. odwracał się, widział tuż za swoimi łydkami wiernie wpatrzone w niego oczodoły, z których wylewała się bezdenna ciemność i przerażająca pustka. W końcu pan E. zlitował się nad biedną głową i postanowił ją przygarnąć. Zabrał do domu, wykąpał, odwszył, wyszorował i wyflosował resztki zębów, a puste i smutne oczodoły wypełnił dwoma złotymi kapslami od piwa marki Corona.

Od tej pory głowa stała się wiernym kompanem jego ciągnących się tygodniami libacji alkoholowych, które przedtem musiał uprawiać najczęściej samotnie lub okazjonalnie z przygodnie poznanymi znajomymi. Nocami, przy kieliszku pan E. i głowa opowiadali sobie najdrobniejsze szczegóły intymne ze swojego życia, przekomarzali się na tematy polityczne i wspólnie analizowali sytuację w lidze oraz na rynku transferowym. Jednak pewnego zimowego dnia o świcie, między kompanami doszło do nieporozumienia. Detonatorem konfliktu była jakaś kompletnie nieistotna błahostka, ale rozgniewany pan E. nie przebierał w środkach. Po krótkiej, ale gwałtownej kłótni postanowił wyrzucić głowę z domu, a kiedy ta odmówiła opuszczenia lokalu, sięgnął pod łóżko po trzymaną tam zawsze dla bezpieczeństwa siekierę. Policja wezwana przez sąsiadów zaniepokojonych hałasami dobiegającymi z rujnowanego mieszkania, po wyważeniu drzwi zastała zakrwawionego pana E. uskakującego i broniącego się coraz słabszymi ciosami siekiery przed zakusami osaczającej go ze wszystkich stron ludzkiej głowy w stanie zaawansowanego rozkładu. Na widok patrolu głowa próbowała uciekać przez okno, została jednak zatrzymana przez stojących na dole funkcjonariuszy i zamknięta w radiowozie, gdzie nadal zachowywała się agresywnie i próbowała się odgryzać.

Pokąsanego pana E. nie udało się uratować, zmarł w drodze do szpitala na skutek odniesionych wielokrotnych ran gryzionych całego ciała, z których śmiertelne okazały się te na szyi. Po zbadaniu przez biegłych psychiatrów głowa została jednoznacznie zdiagnozowana jako stuprocentowe urojenie i usunięta farmakologicznie ze świata obiektywnego.

Nie urojona, tylko jak najbardziej realna i namacalnie niepodważalna, była za to głowa pana E. Dwadzieścia jeden dni po pogrzebie, podczas pełni księżyca, wypełzła z grobu wygryzając sobie w glebie drogę ku wolności, przeskoczyła przed płot cmentarza i pogwizdując złowieszczą melodię ruszyła na miasto w poszukiwaniu jakiegoś pijaczyny, który zabrałby ją na melinę.

Free Web Hosting