Dwa krasnale
Jest przyjemne, piątkowe przedpołudnie, siedzisz w cieniu na ławce i obserwujesz jak pustą ulicą wędrują trzymając się za ręce dwa krasnale. Człapią powoli w twoim kierunku i kiedy są już blisko okazuje się, że to dziadzia z wnusiem. Dziadzia wygląda jak doświadczony życiowo stary krasnal, a wnusio jak ciekawy świata młody krasnoludek. Ten starszy i nieco większy niesie w jednorazówce cztery puszki piwa, co wskazuje, że krasnale najpewniej wracają właśnie z porannych zakupów. Kiedy docierają na wysokość nieczynnej fontanny wmurowanej w ścianę, sprytny wnusio pyta dziadzię:
- Dziadziu! A czemu fontanna nie działa?
Ta pozorowana ciekawość jest chytrym wybiegiem ze strony wnusia. Codziennie, kiedy przechodzą tamtędy w drodze ze sklepu, wnusio stosuje ten sam gambit, jakby to było niewinne, po raz pierwszy zadane pytanie. Dziadzia pewnie zdaje sobie z tego sprawę, ale nie okazuje tego, tylko wykorzystuje sposobność, aby przystanąć na chwilę, położyć siatkę na ziemi i odsapnąć. Wtedy wnusio uśmiecha się szeroko, bo wie, że dziadzia zaraz wyjmie fajeczkę i opowie mu, jak co dzień, zupełnie nową historię nieczynnej fontanny. I dokładnie tak jest też i tym razem, dziadzia zaciąga się kilkoma buchami, odkasłuje i zaczyna snuć swoją opowieść:
- Dawno, dawno temu tryskało tutaj źródełko, wokół którego lubiły gromadzić się elfy, rusałki i wrażliwa młodzież. Płynąca z niego bystra woda w dzień koiła pragnienie, dodawała sił i poprawiała humor, a nocami nabierała jeszcze bardziej magicznych właściwości. Kto się jej opił, czerpał z niej tęgie dawki wielkiej mądrości i zrozumienia spraw światowych, radości oraz pięknych obrazów, a ponadto przez długie godziny było mu dobrze. Niestety, życie to nie jest bajka i takie magiczne źródełko bardzo przeszkadzało złej czarownicy mieszkającej daleko stąd, za górami, za lasami. Dlatego pewnego dnia o świcie, kiedy wszyscy spali, czarownica zakradła się i podstępnie zatruła je wrzucając do niego zarażone ropuchy karmione sterydami i środkami pobudzającymi, dzięki czemu wstrętne płazy mnożyły się w szalonym tempie. Wkrótce potem z fontanny kleistą, brunatną strugą ściekała cuchnąca breja, po wypiciu której ludzie doznawali nieuzasadnionych lęków, napadów agresji, czarnych wizji i robiło im się niedobrze na żołądku. Ciemna struga gęstniała i gęstniała, aż w końcu źródełko sczerniało, zamieniło się w stojące galaretowate błoto, a później zupełnie wyschło. I taki jest powód, dla którego w dzisiejszych czasach nikt już z niego nie popija, a zagonieni ludzie współcześni nie pamiętają już o jego świetnej, magicznej przeszłości...
Dziadzia kończy swoją gawędę i zapada w głębokie zamyślenie. Kiedy wnusio widzi, że to koniec, ciągnie dziadzię za postrzępiony rękaw kapoty. Dziadzia wypływa z zadumy, kasła, podnosi z chodnika torbę z puszkami i patrzysz jak dwa krasnale powoli ruszają pustą ulicą, aby po chwili zniknąć za rogiem tak nagle, jak nagle się pojawiły.