Dama
W ciemną, deszczową noc, na głuchym odludziu, do drzwi podupadającej posiadłości puka grupka młodzieży. Są przemoczeni i trzęsą się z zimna. Po chwili, w korytarzu zapala się światło i otwiera im elegancka, dystyngowana dama. Nastolatkowie wyjaśniają, że zepsuł się im samochód i proszą damę o możliwość skorzystania z telefonu. Do pomocy drogowej nie można się jednak dodzwonić, a wówczas tajemniczo pociągająca właścicielka posesji włącza nastrojową muzykę i proponuje gościom na rozgrzanie herbatę z kropelką rumu. Kiedy wraca do salonu niosąc na tacy dymiący dzbanek i brzęczące filiżanki, roznegliżowana do bielizny młodzież suszy przy kominku odzież wierzchnią. Uginając lekko kolana, dama stawia tacę na rokokowym stoliku, po czym wszyscy zajmują blisko siebie miejsca na barokowej sofie obitej czarnym pluszem.
Kiedy ten dobrze zapowiadający się slasher klasy B zaczyna coraz wyraźniej redefiniować się w genderqueerowe porno o orgii z wampirami, zostaje brutalnie przerwany.
Głośny brecht z prostackiego memu wyświetlonego na ekranie komórki wyrywa ze świata fantazji i przywraca do rzeczywistości damę, w rolę której wcielał się mentalnie Alexander Duque, klawiszowiec i wokalista jednoosobowego projektu gotyckiego neo-folku "Ł Tanazja", w wolnych chwilach lubiący nakładać damskie fatałaszki i kokietować w parku wrażliwych nastolatków.
Alexander składa dłonie na podołku, zaciska wąskie usta i wbija wzrok w odległe rejony pustki, gdzie blade cienie zamierzchłej przeszłości apatycznie tańczą posępne kotyliony. Nie pozostaje mu nic innego, jak tylko ubolewać nad opłakanym stanem zdziczałej, barbarzyńskiej młodzieży, która zamulona końskimi dawkami cukru, zahipnotyzowana blaskiem ekranów i otumaniona łoskotem muzycznej sieczki nie zwraca uwagi na jego postać szykownej damy i ignoruje jej subtelne, milczące zaloty.