Claudio z ulicy Bułgarskiej

Człowiek z żelastwa

Magdalena, zbliżająca się do trzydziestki samotna kobieta mieszka z rodzicami i młodszym rodzeństwem na jednym z ubogich osiedli meksykańskiej stolicy. Uwielbia gotować, a jej marzeniem jest praca w gastronomii, nie może jednak znaleźć zatrudnienia w tej branży i naciskana przez okoliczności życiowe decyduje się przyjąć posadę pomocnicy asystentki dentystycznej w prywatnym gabinecie.

Z pracy wraca metrem i ostatni odcinek drogi pokonuje na piechotę przemierzając dzielnicę licznych warsztatów samochodowych. Przy ulicy Bułgarskiej mija przydrożnego człowieka z żelastwa ustawionego przed jednym z zakładów naprawczych. Machający do kierowców chorągiewką zachęcającą do wymiany tłumików zautomatyzowany antropoid budzi w niej strach i odrazę. Kiedy codziennie przechodzi obok tej postaci pokracznie zespawanej ze zużytych części, odczuwa trudny do wyjaśnienia niepokój i odwraca oczy w drugą stronę. Jednak pałający wzrok i tajemniczy uśmiech dziwnej istoty wydają się mieć magiczne działanie i im bardziej się przyzwyczaja do jej obecności, tym śmielej posyła w jej stronę krótkie, ukradkowe, choć nie pozbawione rodzącego się zainteresowania spojrzenia. Nie chce sama przed sobą się do tego przyznać, ale stopniowo zaczyna odczuwać pewien rodzaj litości z delikatną nutą podziwu dla tego ciężko pracującego żelaznego człowieka, który dzień w dzień wystawiony na palące słońce, siekący deszcz i zacinające wichury stoi samotnie na posterunku i dzielnie macha swoją chorągiewką.

Pewnego dnia, jest to piątek i dzień wypłaty, Magdalena wraca z pracy nieco później niż zwykle. Jest już ciemno i kiedy zbliża się do miejsca, z którego dramatycznie błyszczą czerwone oczy, dostrzega jak grupa pijanych mechaników znęca się i pastwi nad biednym człowieczkiem. Obłapiają go w sprośnych gestach, z żelaznego uchwytu próbują wyrwać mu jego chorągiewkę, zakładają mu na głowę znalezione gdzieś przybrudzone damskie majtki i podczas każdej sztubackiej hecy robią sobie selfies swoimi tanimi telefonami. Dla zwiększenia efektu komicznego rozdają mu kopniaki albo sikają na niego i rechoczą przy tym oraz prześcigają się w wulgarnych komentarzach.

Magdalena nie może znieść tego widoku, czuje jak wzbiera w niej fala gwałtownych emocji i rzuca się na rozbawionych pijaków okładając ich po głowach torebką:

- Zostawcie go! - krzyczy - Jak możecie?! Jesteście podli!

Kiedy rubaszni mechanicy oddalają się przegonieni przez Magdalenę, młoda kobieta zostaje sama z człowiekiem z żelastwa, zdejmuje mu z głowy majtki, wyszukuje w torebce paczkę chusteczek higienicznych i ociera z plwociny jego szarą twarz. Zdaje sobie wtedy sprawę z tego, że po bliższym poznaniu, jest on zupełnie inny niż sugerowałby to jego odstręczający wygląd, a pozytywne cechy jego charakteru, takie jak szczerość, wytrwałość i opanowanie mają o wiele większe znaczenie niż powierzchowne pozory szpetoty.

Od tej pory obecność Claudia, gdyż tak jest pieszczotliwie nazywany przez pracowników warsztatu, nie jest już dla niej niewygodna, a nawet - szczególnie w ciemne, zimowe wieczory - dodaje jej otuchy. Codziennie po pracy Magdalena przystaje obok swojego nowego znajomego i spędzają razem coraz więcej czasu. Dzięki tym spotkaniom czuje się komuś potrzebna i przestaje odczuwać mocno doskwierającą jej uprzednio samotność. Kupuje mu nowy sweter i czapkę, naciera jego ogorzałą od kaprysów pogody powierzchnię szwedzkimi kosmetykami do pielęgnacji lakieru samochodowego, a dzięki umiejętnościom nabytym w pracy udaje jej się naprawić jego protezę i uzupełnić ubytki w uzębieniu przetrzebionym przez pijackie wybryki.

Ich zażyłość rozwija się popołudniami bez zakłóceń, aż do dnia świętego Walentego, kiedy następnego ranka przybywający do pracy mechanicy z zaskoczeniem odkrywają, że Claudia nie ma, zniknął i wysuwają podejrzenia, że najprawdopodobniej został w nocy zdewastowany przez pijaków albo ukradziony przez złomiarzy. Nieco światła na to tajemnicze zniknięcie rzuca relacja Moisésa, nowo zatrudnionego pracownika jednego z warsztatów. Moisés pochodzi z Veracruz i nie znalazł sobie jeszcze mieszkania w stolicy, dlatego dostaje od szefa pozwolenie, aby zostawać na noc w miejscu pracy. Opowiada on kolegom, co widział wieczorem w dniu świętego Walentego, kiedy koło dziesiątej, zanim położył się spać wyjrzał na pustą ulicę i zobaczył jak Magdalena trzyma Claudia w objęciach i namiętnie się z nim całuje. Zaciekawieni opowieścią Moisésa pracownicy warsztatów czekają z niecierpliwością na Magdalenę, żeby być świadkami jej reakcji, kiedy zda sobie sprawę z nieobecności Claudia. Ale tego dnia Magdalena nie wraca z pracy drogą obok warsztatu przed którym stał Claudio. Nie wraca też tamtędy ani dnia następnego, ani żadnego innego.

Powoli wszyscy zapominają o przydrożnym robocie i samotnej kobiecie, która się o niego troszczyła, aż raz, kilka miesięcy później Francisco, kierowca starej ciężarówki używanej podczas międzystanowych przeprowadzek przyjeżdża do warsztatu, żeby dokonać drobnej naprawy i opowiada, co odkrył na pustyni w Chihuahua. Tam, na dalekiej północy, przy pustej i brudnej szosie, gdzieś między Camargo a Ojinagą, stoi zagubiona mała chatka z gliny służąca za skromną jadłodajnię dla tirowców. Gotuje i podaje w niej nie kto inny, a Magdalena, a robot Claudio stoi na zewnątrz i macha chorągiewką zapraszającą zgłodniałych kierowców na grilla.

Free Web Hosting