Bestia
Stojąca przy wejściu trójosobowa delegacja sąsiedzkiego komitetu Rady Dzielnicy nie przebiera w środkach i stawia sprawę jasno: jeśli jeszcze raz nieupilnowany Bestia wyleci na ulicę, zostanie odebrany i uśpiony.
Po krótkiej, ale siarczystej wymianie słów z delegacją Ramón zamyka im przed nosem furtkę i zdenerwowany mówi surowym tonem:
- No, teraz Bestia przesadziłeś. Kara musi być.
Z komórki wyjmuje krótki, solidny łańcuch i zakuwając Bestię wyjaśnia mu:
- Sam słyszałeś. Tyle razy cię ostrzegałem, próbowałem po dobroci, ale teraz koniec z tym, jesteś uziemiony.
Ramónowi nie podoba się to, co zrobił z Bestią, ale nie widzi innego rozwiązania, po tym jak wczorajszego wieczoru Bestia znowu narozrabiał. Wyleciał na ulicę, zaatakował i zjadł nie tylko psa państwa Sánchezów spod szóstki, ale też wyprowadzającą go służącą.
Przykuty łańcuchem do ziemi Bestia spogląda na swojego pana takim wzrokiem, że Ramónowi serce mięknie, robi mu się go żal i wyjaśnia łagodniejszym głosem:
- Widzisz Bestia, ludzie się ciebie boją, bo uważają, że jesteś brzydki, to rodzi strach, a strach prowokuje agresję i ta agresja napędzana ich strachem cię ponosi.
I dodaje czule:
- Ale to nie prawda, ty wcale nie jesteś brzydki, to tylko ci kostyczni ludzie mają głupie uprzedzenia i stereotypowe wyobrażenia na temat piękna.
I patrzy z miłością na jego pocieszną, psią mordkę, pokryte lśniącym, czarnym futrem niemal trzymetrowe ciało, mocarne tylne łapy zakończone potężnymi kopytami, wyrastającą z pleców parę błoniastych skrzydeł, którymi Bestia wesoło merda i poruszony Ramón nie może się powstrzymać, wyjmuje z klatki kilka żywych szczurów i wrzuca mu je na pocieszenie do otwartej paszczy.