Ballada o Jorge Śmieciorżeglarzu
Hej, lądowe szczury, posłuchajcie teraz gawędy o dzielnym śmieciorżeglarzu imieniem Jorge (wym. Chorche), jego pirackiej śmieciarce Złotej Pycie i jej nieustraszonej załodze złożonej z wesołych meksykańskich śmiecionautów, którzy każdego dnia przed wschodem słońca opuszczają swoje ciepłe i wygodne hamaki i zaczynając nowy dzień od wypalenia z kolegami skręta popijają go czasem piwem, a czasem czarną kawą, po czym śpiewając szantowe szlagiery oddają cumy i wyruszają w swój codzienny rejs po bezmiarze wielkomiejskiego oceanu na poszukiwania przygód i pereł skrytych na wysypiskach skarbów.
Żeglując po morzu odpadków Jorge i jego ludzie znajdują w tej niepowtarzalnej nieskończoności skłębionego plastiku, papieru, metalu, szkła, tkanin, gumy i resztek materii organicznej wiele użytecznych przedmiotów, które morze wyrzuciło na brzeg, w tym nowe i sprawne elementy wyposażenia mieszkań, sprzęt AGD, elektronikę, złoto, gotówkę, a także nieskonsumowane używki: tytoń, alkohol, lekarstwa i narkotyki, które z jakiegoś powodu ludzie wyrzucają do morza. Być może mają już ich dosyć i tak się drastycznie i symbolicznie z nimi rozstają, może konfiskują je dzieciom, współmałżonkom, rodzicom, a czasem wyrzucają je przez pomyłkę schowane w kieszeniach ubrań, puszkach z jedzeniem, starych torbach, dziecięcych zabawkach i innych miejscach, których nikt by nie podejrzewał, że mogą zawierać coś wartościowego, ale doświadczeni piraci sprawdzają je wszystkie znajdując w najwymyślniejszych skrytkach nienapoczęte butelki najlepszych trunków, torebki z zielonymi ziołami i białym proszkiem oraz słoiki pełne magicznych, kolorowych pastylek.
- Ahoj kapitanie! - woła gromada bosych dzieci biegnących za okrętem śmieciarskim wytaczającym się powoli w chmurach marihuanowego dymu z podmiejskiej ulicy - ahoj Złota Pyto!
Meksykańskie śmieciarki nie są anonimowe, nazywane są jak dawne pinasy, brygi i galeony: “Zła Księżniczka”, “Syn Marnotrawny”, “Nieuchwytna Mantaraja”, a czasem noszą pospolite imiona żeńskie na przykład Lizbeth, Beatriz, Nayelly. Nieraz wypisane mniej lub bardziej nieudolnymi kulfonami na obu burtach, najczęściej jednak umieszczone są na przedniej szybie lub masce jako kalkomanie o stylizowanej typografii, te same imiona tatuują sobie pirackim zwyczajem członkowie ich załóg, aby podkreślić w ten sposób swoją jedność i solidarność zawodową, rzadko spotykane wśród innych profesji. Legendarne już silne więzi łączące śmieciarską brać i ich przywiązanie do macierzystego okrętu znajdują potwierdzenie w licznych historiach o piratach padłych w boju przeciwko załogom konkurencyjnych śmieciarek, które nielegalnie wtargnęły na ich terytorium, podczas ucieczki przed ścigającą ich okrutną i bezwzględną policją, zasztyletowanych lub otrutych w czasie podsypywanych narkotykami libacji w podejrzanych tawernach, gdzie stanęli w obronie honoru swojego okrętu obrażonego przez jakiego pozornie niegroźnego łapsa. Wiecznie żywa pamięć o nich i ich heroicznych wyczynach podtrzymywana jest przez kolejne pokolenia, które gloryfikują czyny dawnych śmieciarzy opowiadając o nich w pełnych pasji rymowanych sagach wykonywanych na tle tłustych bitów przez uzdolnionych wokalnie piratów lubiących po godzinach rapować o śmieciarskim losie i swoją twórczością dzielić się z resztą społeczności za pomocą odpowiednich serwisów.
- Załoga śmieciarki musi być jak palce jednej pięści - lubi powtarzać kapitan Jorge swoim ludziom.
- Jak palce grzebalce i jak pięść mocno zaciśnięta na tylnym uchwycie pojazdu walczącego z szalejącym sztormem - odpowiadają chórem jego podwładni zajęci sortowaniem wstępnym albo ugniataniem puszek z cennego surowca aluminium. Większe śmieciarki, potężne cieżarówki o parametrach zbliżonych do największych galeonów pozwalają na sortowanie odpadków w czasie jazdy, kiedy kierowca nawiguje przez ulice zakorkowane podczas porannego szczytu, załoga schowana w bębnie, jak artylerzyści pod pokładem, szybkimi ruchami wprawnych dłoni tasują i rozdają śmieci wyciągane z czarnych plastikowych toreb. Złota Pyta jest niewielką pinasą, której skromne gabaryty nie pozwalają na sortowanie odpadków w czasie jazdy, jej zaletami są za to szybkość i zwinność pozwalające na bardziej liberalne manewry i wpływanie tam, gdzie nie docierają galeony.
Załoga Złotej Pyty jest również niewielka, ale wypróbowana w wielu rejsach, oprócz jej kapitana Jorge na śmieciarce pływają jego wierni towarzysze: Juan, José, Justin i Jeronimo.
Juan to niedościgniony kierowca doskonale orientujący się w topografii miasta i znający wszystkie jego ciemne zaułki, potrafi niezwykle sprawnie nawigować we mgle i w ciemnościach, a kiedy trzeba również stanąć do wyścigu z innym okrętem lub radiowozem, dzięki swoim zdolnościom wielokrotnie wybawił Złotą Pytą i jej załogę z opresji.
José jest nawigatorem, ten stary wilk morski to deportowany z USA Kubańczyk, zwany “Ekspertem” z racji tego, że spędził dwadzieścia pięć lat pracując na wysypisku w Miami w sortowni odpadków wielkiego amerykańskiego miasta, gdzie zajmował się rozdzielaniem organicznego od nieorganicznego. Przerzucił w swoim życiu wiele ton najróżniejszych śmieci i teraz byle smród nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Ten z pozoru wiecznie drzemiący miś ma jednak niezwykle bystry śmieciarski nos, za pomocą którego umie bezbłędnie ocenić czy warto rozpruwać hermetycznie zawiązane plastikowe torby zawierające podejrzaną ciecz czy nie.
Justin, niebywały siłacz potrafiący samotnie wrzucić na pakę pralkę, lodówkę, szafę, kanapę i inne meble, wybitny strongman noszący najcięższe kubły zbutwiałej zgnilizny z gracją jakby to były designerskie torebki zawierające nic więcej jak szminkę, iphone’a i waciki.
Jeronimo, najszybszy sortowacz na południe od Rio de los Remedios i na północ od Rio Churubusco, słynny z szulerskich trików pozwalających w ciągu trzydziestu sekund rozdzielić dziesięciolitrowy czarny worek pełen śmieci.
Razem stanowią sprawny i zgrany zespół zdolny stawić czoła najróżniejszym wyzwaniom, jakie stawia przed nimi życie zawodowe współczesnego śmieciarza żeglującego po ulicach meksykańskiej stolicy.
Oprócz niebezpiecznych przygód na pełnym morzu trzydziestomilionowego miasta giganta, nic tak nie zżywa załogi jak wspólne konsumowanie używek. Na pokładzie Złotej Pyty, jak na pokładzie każdej szanującej się pirackiej śmieciarki znajduje się powierzchownie zamaskowany schowek, albo raczej minibarek, doskonale wyposażony we wszystkiego rodzaju używki, z których cała załoga ma prawo czerpać pełnymi garściami, zgodnie ze starą piracką zasadą “każdemu według potrzeb”. Choć Jorge jest wprawdzie kapitanem, to funkcja ta ma znaczenie jedynie reprezentacyjne, kiedy trzeba rozmawiać z policjantami albo rozwiązywać problemy natury formalno-prawnej; na co dzień podczas wykonywania rutynowych śmieciarskich zajęć wśród załogi Złotej Pyty panuje równość i braterstwo. W weekendy, kapitan Jorge chodzi w celach integracyjnych z kolegami śmieciarzami do tawern, gdzie przepijają i wydają na kobiety lekkich obyczajów pieniądze zarobione na morzu.
Praca śmieciarza należy do mocno stresujących i ciąży na nim spora odpowiedzialność, można powiedzieć, że śmieciarz na pierwszej linii frontu w dużym mieście dzień w dzień ryzykuje dla nas życiem i rzadko kiedy dożywa sześćdziesiątki. Dzięki alkoholowi i innym używkom, śmieciarska dola staje się bardziej znośna, a nawet całkiem atrakcyjna. Ze znalezionych w śmieciach książek piraci mogą pogłębiać swoja wiedzę w praktycznie wszystkich dziedzinach, ale to dzięki używkom poszerzają swoją śmieciarską świadomość oraz zaznają chwil radości w pełnym monotonii, choć obfitującym w śmiertelne niebezpieczeństwa, życiu wilków morskich i mimo, że kostucha często zagląda im w oczy, większość piratów zgodzi się, że być śmieciarzem to jednak wspaniała, męska przygoda.
- Praca śmieciarza - mówi El Capitán Jorge - przy odpowiednim podejściu, może być o wiele bardziej interesująca i satysfakcjonująca niż praca naukowca, ponieważ naukowiec niezwykłych odkryć dokonuje najwyżej kilka razy w życiu, a dociekliwy śmieciarz robi to prawie codziennie.
Widząc majestatyczny kształt śmieciarki dostojnie żeglującej przez marynistyczny krajobraz współczesnej metropolii, mało kto zdaje sobie sprawę ze szczęścia jakie przepełnia serca jej załogi, tych śmiałych awanturników i nieustraszonych korsarzy. Pierwsze wrażenia postronnego obserwatora są na ogół negatywne, albo co najwyżej współczujące, ludziom niezwiązanym z morzem wydaje się, że żeglowanie okrętem śmieciarskim jest jakąś formą degeneracji i upadku, zwłaszcza jeśli zaczną porównywać brawurową pracę pirata pływającego na pace po meksykańskich slumsach z jakimś eleganckim jegomościem jeżdżącym kilka godzin dziennie na doczepkę z tyłu śmieciarki wolno przemierzającej zadbane ulice luksusowych dzielnic w porządnych stolicach pierwszego świata. Ale gdyby spytać Jorge, ich kapitana uprawiającego swój piracko-śmieciarski proceder pod czarną banderą oraz wpływem marihuany, rumu i barbituratów, ulubionych przez wszystkich piratów od czasów starego hippisa Barbarossy, El Capitán zaśmiałby się tylko błyskając szczerozłotymi zębami i zaklął szpetnie:
- Do stu beczek kiszonych noworodków! Pytacie mnie, czy lepiej jest jeździć sterylnym pojazdem odbierając o ustalonych godzinach pojemniki ze starannie posortowaną materią do recyklingu w rytm śpiewającej w Radiu Zet Maryli Rodowicz zgrany przebój “Hej żeglujże śmieciarzu”, czy może jednak lepiej jest być brudnym, ale wolnym piratem, który pływa swoim brygiem wśród raf koralowych, wysypisk pełnych skarbów i łupów, nieznanych ulic i lądów porośniętych przez dzikie dżungle, w których czeka Nieznane, pełne przygód i śpiewu szant swoich wiernych psubratów, dzielnych bukanierów? Do stu beczek alkoholu przemysłowego! W innych krajach, jak opowiadali koledzy kaprzy, nie jest możliwe takie beztroskie i ciekawe życie śmieciarza jak tutaj. Gdzieś, w dalekiej Europie, Janko Śmieciarz budzi się przepity na smutnogorzko, wkłada czapę ruszając na ciemne, ośnieżone ulice wydzierać z zamarzniętych kubłów twarde, szare resztki albo Jürgen Müllman łyka tabletkę na depresję, żeby wśród innych wystrojonych w schludne, białe kombinezony nieszczęśników jeździć przepisowe sześć godzin z tyłu śmieciarki i obsługiwać elektroniczny panel kontrolny pod nadzorem czujnych oczu inspektorów, a nawet kamer, odbierać starannie przebrane i posegregowane pseudośmieci, w których nie ma nic cennego ani interesującego, a za złapanie na wykonywaniu tych śmiertelnie nudnych czynności pod wpływem substancji odurzających grożą surowe kary przypominające przeniesienie na front wschodni oddelegowanie do objazdu dzielnic imigranckich, gdzie brudni a złośliwi Saraceni wyrzucają śmieci nieumyte i źle posegregowane. Do stu beczek zjełczałego koksu! A chodzą słuchy, że szykuje się tam rywalizacja z nieludzkimi robotami, które zastąpią żywych śmieciarzy zupełnie zabijając ducha tego zawodu, aż niedługo pewnie zniknie ten piękny fach i być może za sto lat zainteresują się nim znowu, tam do czarta, neohipsterzy!
El Capitán Jorge, kapitan jednostki pirackiej, niezrzeszonej w żadnej korporacji pływający pod własną banderą jest optymistycznie nastawionym luzakiem podtrzymującym ducha śmieciarskiego romantyzmu, który potwierdza, że jego praca i życie to naprawdę kolorowa i wspaniała przygoda na morzu. Codzienne stawianie czoła rozszalałym żywiołom, dramatyczne pościgi i artyleryjskie pojedynki z konkurencją i radiowozami, walka z potworami wynurzającymi się z otchłani i własnymi słabościami to interesujące wyzwania dla każdego młodego, ambitnego śmieciarza. Gdyby nie mógł robić tego, co kocha, czułby się nieszczęśliwy zmuszony do tego, żeby siedzieć zamknięty w biurze przewalając papiery czy grzebiąc w kodzie. Morska bryza na twarzy i widok wielkiej, pomarańczowej tarczy słońca chowającego się za lekko falującym horyzontem to coś, bez czego kapitan Jorge nie mógłby żyć.
Pomimo zadowolenia i dreszczyka emocji czerpanego z wykonywania swojego procederu, piraci żeglujący na śmieciarkach miejskich to normalni ludzie, którzy zaglądając do kubłów odczuwają zwyczajny, pierwotny strach czy w ciemnościach głębi nie czai się rekin szablastozębny oraz irracjonalne lęki i metafizyczny niepokój. Stanowią bardzo zabobonną grupę i oprócz używek za cenne znaleziska uchodzą wśród nich przedmioty o zastosowaniu magicznym i rytualnym: talizmany i amulety, w które wierzą, że przynoszą im szczęście na morzu. Artefakty te są znajdowane niezwykle rzadko i stanowią dla śmieciarskiej braci cenne trofeum traktowane przez nich niemal jak relikwie, wśród nich najbardziej pożądane są produkty przemiany materii i krople wydzielin celebrytów, głównie piosenkarek, aktorek porno, piłkarzy i wybitnych uczestników znanych z uczestnictwa w rozmaitych reality show.
Wiara w zabobony pomaga piratom oswoić stres, strach, wstręt, przetrwać trudne chwile na morzu i znosić śmierdzącą śmieciarską codzienność zatopioną w brudach i wydzielinach wielkiego miasta. Zabobonne wierzenia i natrętnie tradycyjne obyczaje stanowią ważny element folkloru śmieciorżeglarskiej subkultury, podobnie jak jej slang, szanty i tatuaże. Śmieciarskie legendy o skrzyniach pełnych złotych monet, szkatułkach z klejnotami, skarbach Moctezumy zakopanych na wysypisku są częstym tematem rozmów prowadzonych przez załogi wszystkich śmieciarkokrętów. Marzeniem każdego śmiecionauty jest znalezienie legendarnej mapy prowadzącej do skarbu piratów ukrytego ponoć na jednym z wysypisk: magicznej skrzyni bez dna, wypełnionej najlepszymi używkami, których nigdy nie ubywa, nieważne ile butelek najświetniejszego rumu, brył najgęstszego haszyszu i woreczków z najczystszą kokainą z niej nie wyjmą, skrzynia pozostaje zawsze pełna, bezustannie serwując kolejne porcje dla kolejnych chętnych. Być może nigdy nie uda się nikomu tej skrzyni odnaleźć, a może nawet nie istnieje ona w ogóle, jednak śmieciarze lubią wierzyć, że może kiedyś uda im się do niej trafić i nie będą już musieli pracować, ciesząc się szczęściem wiecznym na jakiejś odludnej i zalanej słońcem plaży Karaibów.
Z kolei największy strach wzbudza w nich karta As Pik, gdyż jak głosi poparta licznymi przykładami legenda, znalezienie jej oznacza pewną śmierć w niedalekiej przyszłości.
Latający Holender to według jednej wersji dron skonstruowany w tajnych laboratoriach ekscentrycznego południowoafrykańskiego miliardera, który testuje ją na meksykańskich ulicach, autonomiczna śmieciarka bezzałogowa, bezszelestnie jeżdżąca w nocy i nielegalnie opróżniająca kubły dokonując natychmiastowej utylizacji, której produktem są diamenty. Według innej jest to staroświecki wóz, którego załogę stanowią śmieciarze z XVI wieku, niesłusznie oskarżeni o konszachty z diabłem i spaleni na stosie przez inkwizytorów, żeglujący śmieciarką zaprzężoną w cztery czarne ogiery, które buchając z pysków ogniem pędzą przed świtem przez mrok po brukowanych ulicach centrum, ale nie wyglądają na zainteresowanych zawartością koszy na śmieci tylko na śmiertelnie przerażonych, zdesperowany kierowca bezskutecznie próbuje zarzucić kotwicę, ale wszystko na próżno, śmieciarka pędzi dalej gubiąc odpadki i strasząc załogi innych okrętów.
Inną popularną wśród piratów legendą jest historia czterech śmieciarzy z brygu María Cecilia, nieszczęśni żeglarze opróżniając starą, opuszczoną ruderę znaleźli niczym na pozór nie wyróżniającą się butelkę rumu marki Kraken, która zawierała jednak skażony albo przeklęty trunek i po jej wypiciu wszyscy czterej zamienili się w węgorze, które wpełzły do kanalizacji i odpłynęły obierając kierunek na Morze Sargassowe, nigdy więcej już ich nie widziano.
Wiele też krążących legend nadmienia o syrenach sprowadzających swoim śpiewem i tańcem zgubę na nieostrożnych śmieciarzy. Który zapatrzy się i zasłucha w hipnotyczne brzmienie głosów półnagich półniewiast zaniedbując swoje obowiązki ryzykuje życiem albo utratą kończyny. Poza tym wiele eleganckich, wyrafinowanych i znudzonych gospodyń domowych oraz pracownic korporacji z przeszklonych wieżowców rozwija perwersyjne fantazje o porwaniu i wykorzystaniu przez bandę brudnych śmieciarzy, niektóre czasami ulegają nieprzezwyciężonym pokusom i przechodzą do realizacji tych fantazji, wychodząc w negliżu do ogrodu kuszą przejeżdzających piratów i dają im się złapać, później jednak rozczarowane rzeczywistością znacznie różniącą się od ich wyobrażeń na jej temat, płaczą, awanturują się i grożą śmieciarzom zwolnieniem z pracy, dlatego są porywane raczej rzadko i niechętnie.
Potwory morskie to kolejna kategoria śmieciarskich legend i opowieści, którymi piraci lubią ubarwiać sobie wieczory spędzane w wielkomiejskich tawernach. Do najpopularniejszych należy historia okrętu, którego załoga w jednym z kubłów willowej dzielnicy zamieszkiwanej przez urodzonych bogaczy, biznesmenów, piłkarzy i narkotykowych bossów znalazła półtonową ośmiornicę. Po podniesieniu klapy bestia rzuciła się na żeglarzy, z czego wywiązała się mordercza walka trwająca całe popołudnie, dopiero po zachodzie słońca wymęczony głowonóg osłabł na tyle, że udało im się ją w końcu pokonać i ujść z życiem.
Wśród śmieciarżegarzy, z których wielu wywodzi się z raczej ubogich i zacofanych rejonów położonych nad Zatoką Meksykańską, licznie reprezentowani są także imigranci z Ameryki Środkowej i Kuby o afrykańskich korzeniach, silnie rozwinięta jest śmieciarska wersja kultu voodoo i santería. Jednym z podstawowych dogmatów tej pirackiej sekty jest wiara w wielkiego i potężnego boga, który aktualnie jest nieobecny, ale kiedyś nadejdzie i zmieni postać rzeczy. Według tych wierzeń, starożytna Zaraza “Wielkie Zło”, która pustoszyła świat przed tysiącami lat, zaległa uśpiona głęboko pod jednym z wysypisk stolicy, ale Pewnego Dnia zbudzi się i z zalegających nad nią setek milionów ton śmieci uformuje się w postać gigantycznego Monstrum, które stanie na czele zbuntowanej prowincji piratów, śmieciarzy, bezdomnych, kalek oraz uzależnionych i siłą wielkiej odzianej w szmaty masy brudnych obdartusów zaleje eleganckie dzielnice bogaczy przejmując kontrolę nad światem i ustanawiając na nim nowy, śmieciarski porządek.
- Kto wie - zastanawia się często El Capitán Jorge obserwując przesuwające się za burtami domy i ulice miasta Molocha, rozmywające się szare plamy tonące w wieczornym mroku - jakie jeszcze dziwy kryją gigantyczne góry odpadków, ciemne zaułki starego centrum i głębiny peryferiów tej wielkiej metropolii?